" />Akcja "Gazety": Korepetycje dla rodziców
31.03.2008
Z forum Gazeta.pl: "Szukam osoby do codziennego odrabiania lekcji z moją córką - uczennicą IV kl. szkoły podstawowej. Godziny pracy 13 -18". Takich ogłoszeń znajduję kilka. Dzwonię na wszystkie, ale żaden z rodziców nie decyduje się na rozmowę - nawet anonimową.
Czy uczennica IV klasy naprawdę odrabia codziennie lekcje przez pięć godzin? Czemu potrzebuje pomocy? Szkoła zadaje tak dużo, że sama ze wszystkim nie daje rady? Nie rozumie lekcji? A może chce być najlepsza w klasie? Czemu jej mama szuka do pomocy "guwernantki"? Nie ma czasu, by siedzieć z córką nad książkami? Może jej wiedza jest za mała, by pomagać dziecku? Chciałam zadać te pytania rodzicom, którzy zamieścili ogłoszenia w internecie. Nie chcieli na nie odpowiedzieć - ani ci z Torunia, ani ci z Biłgoraja, ani z innych miejscowości.
Czy to aż taki wstyd, że samemu nie jest się w stanie pomóc swojemu dziecku? A może jeszcze bardziej wstydliwe jest to, że dziecko samo nie daje rady? Może rodzice boją się powiedzieć wprost, że szkoła za dużo i głupio zadaje? Czy rzeczywiście za dużo? Czy głupio?
- Męczyłem się cztery godziny z synem nad zadaniem matematycznym. W końcu się poddałem. Mówię: idź do szkoły bez zadania, zobacz, jak zrobili je koledzy, spytaj panią o rozwiązanie. Na drugi dzień pytam chłopaka, co i jak. Nikt w klasie nie miał rozwiązania, a nauczycielska powiedziała o zadaniu, że "to była taka łamigłówka dla rozrywki". Prawie mnie nie rozerwało. Ze złości! - opowiada mi znajomy.
Pani woli kupne palmy
Z naszych informacji wynika, że rodzice masowo odrabiają lekcje ze swoimi dziećmi. Zajmuje im to nawet do kilku godzin dziennie! Powoduje rodzinne kłótnie (ojciec krzyczy na dziecko, że nie rozumie, mama krzyczy na ojca, że krzyczy), frustracje (nikt w rodzinie nie potrafi rozwiązać zadania dla ucznia IV klasy podstawówki) i na koniec skutecznie zniechęca dziecko do nauki. Są też domy, w których zamiast spędzać godziny na tłumaczeniu ułamków, tato w 15 minut sam rozwiązuje zadanie matematyczne, a mama pisze wypracowania.
Czemu dzieci nie odrabiają zadań samodzielnie?
Po pierwsze: potrzebują pomocy rodziców, ponieważ niewiele rozumieją z lekcji.
Po drugie: szkoła zadaje tak dużo, że rodzice sami uznają za stosowne odciążyć dziecko w pracy.
Po trzecie: jest grupa rodziców odrabiających zadania za dzieci, by te otrzymały jak najlepsze oceny.
Z badań przeprowadzonych przez tygodnik "Ridest Digest" wynika, że ponad połowa nauczycieli styka się z zadaniami domowymi odrobionymi przez rodziców swoich uczniów. Niestety, większość nie reaguje. Najczęściej nagradza staranną pracę i daje piątki.
Z opowieści jednej z matek: "Katechetka kazała zrobić pierwszakom palmy wielkanocne. Dziecko zrobiło z pomocą taty, który ograniczył się do wycięcia patyka i wystrzyżenia bibułki. Palma nie najpiękniejsza, ale na możliwości pierwszaka. Szóstki otrzymały dzieci, które przyniosły palmy robione przez dorosłych lub... kupione. Dziecko stwierdziło, że lepiej było kupić, to mogłoby w tym zmarnowanym czasie pograć z bratem w piłkę, a nie robić głupią palmę, która i tak się pani nie spodobała, bo była nierówna...".
Najpierw kolorowanki
Pomoc rodziców w odrabianiu lekcji zaczyna się już w pierwszej klasie szkoły podstawowej.
Na forum Gazeta.pl toczy się dyskusja o malowaniu szlaczków. "Czy to pedagogiczne, gdy pomogę córeczce?" - zastanawia się jedna z matek. Z dyskusji wynika, że większość pomaga. Bo co czterdziesty pierwszy szlaczek rozwinie w dziecku prócz niechęci do odrabiania lekcji? - zastanawiają się rodzice internauci.
Mama pierwszoklasistki: - Rozumiem potrzebę rozwoju i wzmacniania motoryki, ale jest chyba różnica między codziennym kolorowaniu dwóch-trzech obrazków a spędzaniem kilku godzin na mozolnym rysowaniu dwusetnego pieprzonego szlaczka.
Na drugi ogień (w klasach I-IV i w gimnazjum) idą prace ręczne. Z forum: "Raz babcia uszyła synowi rękawicę kuchenną na technikę (uznaliśmy, że około dwóch-trzech dni pracy, aby nauczył się tego, co mu się nie przyda, to za dużo)".
Agata, mama trzech chłopców, przyznaje się do pisania czasem wypracowań: - Bo oni na zadany temat piszą trzy zwięzłe zdania. No więc ja rozbudowuję. Dlaczego? Żeby to okropne odrabianie lekcji było już za nami. Pani ich chwali za styl, a ja się zastanawiam, co się stanie, jak w końcu będą zmuszeni do napisania wypracowania samodzielnie.
Czy zadanie zadania ma sens?
W krakowskim XXX LO jest nauczycielka matematyki, która każdemu dziecku zadaje do domu co innego. Dostosowuje zadania do indywidualnych potrzeb i umiejętności. Temu więcej i trudniejsze, bo zdolniejszy, temu tylko poziom podstawowy.
- No, ale takich nauczycieli ze świecą szukać. Częściej zdarzają się tacy, którym nie wystarczy lekcji na wytłumaczenie materiału, a treść zadań domowych dyktują po dzwonku na przerwie - komentuje Mariusz Maziarz, wizytator Małopolskiego Kuratorium Oświaty.
Kuratorium zaczęło właśnie badać sensowność zadawania konkretnych zadań domowych. - No bo komu służy rozwiązanie po lekcjach 10 zadań z matematyki? - pyta Maziarz. I tłumaczy: - Odrabianie zadań w domu ma pomóc w utrwaleniu materiału, a nie zniechęcić i zamęczyć ucznia na śmierć. Wszystko zależy od mądrości nauczyciela. A z tą w tym przypadku różnie bywa.
Wszystkie uwagi wizytatorów na temat bezsensownych zadań domowych mają trafić do dyrektorów szkół, a ci mają za zadanie przywołać nauczycieli do porządku.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków