Ja się przyłaczam do teken_f Kai zrobił genialna muzykę do gothica do dzis uważam ze żaden inny kompozytor nie stworzył do dzis muzy w grze którą bym sie tak zachwycił jak tą w gothicu
tia, ja nawet na winampie nieraz zalaczam sobie soundtracka z Gothic 3 Vista Point, Gothic 3 Theme czy Showdown są genialne, a jak uslysze którąś z nich to odrazu nachodzi mnie chęć na Gothic'a.
"Bębny, dzwony i dramatyczny, nieco podniosły damski głos. Takim intro rozpoczyna się debiutancka płyta grupy Via Mistica pt. "Testamentum (In Hora Mortis Nostre)" (W godzinę śmierci naszej). Wraz z przygaszonym światłem wprowadziło mnie ono do krainy mroku.
Produkcję kwartetu umieściłbym gdzieś na granicy między doom i gothic metalem. Stanowi ona solidny kawałek ostrej i niesamowicie melodyjnej muzyki. Główna w tym zasługa klimatycznego damskiego wokalu i śpiewnej gitary. Okazjonalnie pojawiająca się wiolonczela dodatkowo wprowadza atmosferę tajemniczości i "mistycyzmu". Większość utworów to kompozycje o raczej wolnym tempie i stonowanej melodii np: "I Wolud Die..." czy "Valley of Fear". Płyta nie jest jednak w żadnym razie monotematyczna. Takie utwory jak "Sacred Whisper" zdecydowanie ożywiają atmosferę i przerywają zadumę jaką wywołuje dźwięczny kobiecy głos. Sporadycznie wdzierający się mocny, męski growl dodaje dodatkowego smaku i kolorytu."(www.miastoplusa.pl)
/>
Czy jest to sprawa Szatana...
...czy tylko przypadek, psze pana?
06.06.06! "Malutki Szatan"* tryumfuje w sondażach! [muzyka zespołu Lordi,
chór:] Lupus! Clapsus!**
* - jak wie każdy szanujący się ekstremista, "Wielki szatan" to USA, a "Mały
szatan" to Izrael. PO pozostaje tylko "Malutki". Odpowiednio W. Olejniczak
to "Mikro Szatan", a Stefan Niesiołowski "Nano Szatan".
** - jak wie każdy szanujący się gothic metalowiec oraz kompozytor
holywoodzkich soundtracków, łacina brzmi szczególnie bluźnierczo i tajemniczo.
To mogła być świetna płyta ( utwór )...
Tytuł wątku nie do końca gramatyczny, ale nie udało się lepiej. Album brzmi
gorzej niż płyta.
Ad rem.
Czasem mam takie wrażenie słuchając rzeczy w mojej opinii mocno nieudanych,
które jednak od znakomitości dzieliła jakaś przeszkoda istotna ale możliwa do
usunięcia - czyli inna niż brak talentu ( albo weny ) twórców, w rodzaju
dennej produkcji albo uporczywego trzymania się zgubnej maniery wykonawczej.
Kilka przykładów.
"Gothic" Paradise Lost. Kompozycje i pomysły ogólnie udatne, niestety
produkcja żenująca a Holmes charcząc obrzydliwie zaciekle wbija gwoździe do
trumny przedsięwzięcia. Mimo to całkowicie zepsuć się nie udało, jest chociaż
cień nastroju. "Shade of God" lepiej wyprodukowano, wokal się ucywilizował -
i proszę...
Wyżej opisane wrażenie miałem usiłując obcować z muzyką Yes. Głos Andersona
jest lepszy do "Freinds of Mr. Cairo" niż do muzyki z założenia rockowej.
Gdyby tych świetnych muzyków skojarzyć z innym wokalistą...
Pierwszy album Iron Maiden - ta produkcja...
Stare płyty Voivod ( gdzieś do "Nothingface" niewłącznie ) - okropny i nudny
wokalista.
Ja się przyłaczam do teken_f Kai zrobił genialna muzykę do gothica do dzis uważam ze żaden inny kompozytor nie stworzył do dzis muzy w grze którą bym sie tak zachwycił jak tą w gothicu
To naprawdę nic zdrożnego - RS i dwóch fryzjerów w pidżamach. Zderzenie
tytanów, śniadanie mistrzów, nazwał bym to trancegothicshit.
Po prostu sztuka umarła:
"BLANK & JONES i ROBERT SMITH – dziwny zbieg okoliczności? Nic bardziej
mylącego. Zderzenie tytanów, bowiem każdy z nich jest mistrzem w swoim gatunku.
BLANK & JONES na scenie klubowej, kontrolując wszystko od chill'outu aż po
ostre brzmienia taneczne, oraz ROBERT SMITH, guru jednej z brytyjskich grup pre-
gothic. Razem jako giganci, którzy prezentują przez “A Forest” nie tylko pewny
klubowy hit, ale początkują nowy styl. Angielska prasa z Ibizy będąca na
premierze nowego singla znalazła już określenie na ten gatunek muzyki – gothic
trance. Wszyscy od dawna czekali na nowe brzmienie, a BLANK & JONES i ROBERTOWI
SMITH'OWI udało się je znaleźć.
Współpraca między tak nieporównywalnymi towarzyszami jest bez słowa doskonała i
dowodzi po raz kolejny, że przyszłość muzyki leży daleko poza ustalonymi
granicami gatunków. W momencie gdy BLANK & JONES skontaktowali się z ROBERTEM
SMITH'EM, okazało się, że lider zespołu The Cure posiadał już od dawna w swojej
kolekcji album tej dwójki producentów / kompozytorów. Bardzo entuzjastycznie
podszedł do współpracy w ich projekcie pokazując się w studio bez chwili
wahania, a następnie biorąc udział w nagrywaniu niesamowitego teledysku obok
Piet'a i Jaspy w Londynie.
BLANK & JONES zyskali sobie zaufanie odkąd w zeszłym roku trafili do top 10
równocześnie ze wszystkimi pozycjami w listach: singiel, album oraz kompilacja.
W efekcie ich pozycja na bardzo ciężkiej scenie techno została upewniona. Ich
współpraca z Anne Clark nad singlem “Sleeper In Metropolis 3000” oraz z Pet
Shop Boys nad chill'outowym albumem “Relax”, wystawiła ich do czołówki i
ustaliła reputację w różnych gatunkach. Na samym szczycie osiągnięć
zremiksowali utwór grupy Wolfsheim “Wundervoll”, który znajduje się
ekskluzywnie na kompilacji BLANK & JONES “The Mix Volume 2”."
ustosunkowywanie się
1.Master od mapetów.
Dlaczego ?
Zasadniczo pierwsze miejsce moze zajmować imho tylko jeden z albumów:
albo "master" albo "rejninblat". Tak więc dopóki Metallica nie popadła w okres
nagrywania czarnych rilołdów z orkiestrą symfoniczną w garażu Kirka, to
właśnie "mastera" uważałem za najdoskonalsze dokonanie w całej historii
hejwimetalu. Porównując jednak późniejsze zachowanie Dżemsa i kolegów do
ówczesnej twórczości kudłatego Tomka Arayi i najeżonego gwoździami Kerryego
Kinga stwierdzilem ze piedestał należy się raczej "Reign in blood", niz panom
którym Marianna Faithful na katarynce tak ładnie przygrywa. Teraz, kiedy Dzems
wytrzeżwiał i przepięknie drze japę na "St. Anger" Metallica powróciła u mnie
do łask a "Master" ponownie zepchnęła Slejera z zaszczytnego pierwszego miejsca
na podium.
Mówiąc bardziej konkretnie - "Master" to szczytowe osiągnięcie technicznego
thrashu z lat 80 tych. Obracając się w ramach tego właśnie gatunku bardziej
doskonałej i lepszej technicznie płyty po prostu nie dawało się juz nagrać.
Wszystkie późniejsze płyty thrashowe były jedynie co najwyżej tak samo dobre,
co najwyżej dosięgały jej poziomu, jednak nie wznosząc się nigdy ponad poziom
tą płytą wyznaczony.
"Reign in blood" - to natomiast kwintesencja thrashu o innym niz Metalikowy
obliczu. Tutaj nie tyle chodziło o technikę, choć oczywiście też była co
najmniej nienaganna, lecz o muzyczną brutalność i ekstremę. "Reign in blood"
wyróżniam więc z zupełnie innych względów - jako najbardziej ekstremalną płytę
jaką można było zagrać nie wykraczając poza ramy gatunku zwanego thrashem, nie
tracąc przy tym nic z logiczności kompozycji oraz ich wysokiego poziomu
technicznego. I tak samo jak w przypadku "mastera" równiez i tutaj zaden z
naśladowców nie przeskoczył poprzeczki tą płytą wyznaczonej.
A dlaczego za największe dokonania w historii całego hejwimetalu uważam
najldoskonalsze płyty w historii thrashu ? Po prostu dlatego ze thrash to
gatunek muzyczny, który obdarzam największym sentymentem, ot co
100. Sadness "Ames de marbre"
Niespecjalnie znany, undergroundowy, nieistniejący juz zespół ze Szwajcarii. Ta
płyta jest doskonałym przykładem na to, jak przy pomocy bardzo skromnych
środków wyrazu i nader ubogiego instrumentarium można stworzyć małe muzyczne
arcydzieło. Dziś tego rodzaju dźwięki nikogo juz nie szokują, nie wprowadzają w
zachwyt, ani tez w ogóle nie pozostawiają jakiegokolwiek wrażenia. Od czasu
wydania "Ames de marbre" wszystko to co na tej płycie zawarte było juz bowiem
przerabiane setki razy na sto różnych sposobów. Jednak wówczas sprawy wyglądały
zupełnie inaczej, a kolosalne wrażenie jakie wywarał na mnie debiut Sadness nie
opuszcza mnie do tej pory. Jak nazwać tą muzykę ? dark metal ? black metal ?
czy tez ( a fuj !) gothic metal? Nie mam pojęcia doprawdy. Posłuchaj i oceń
sam.