No to pojechałaś, Sweetmary. Porównałeś, za przeproszeniem, d..ę z palcem. Szekspira do jednego wora z tekściarzami rock'n'rollowymi... Trochę bez sensu. Z racji pochodzenia, struktury kompozycji rock jest ekspansywny (dzięki mass-mediom wręcz agresywny), a materia literacka, o której wspominasz trochę inaczej działa (każdy z wymienionych pisarzy pisze w innym języku). Ja bym w takie porównania nie brnął, bo wyjdzie budyń pojęciowy.
Co do tego buddyzmu, katolicyzmu, czy czego jeszcze, to taki to już mamy post(post?)modernizm. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, w różnorodności nie ma niczego złego. Ale często kończą się te transkulturowe fascynacje tym, że się nie ma pojęcia ani o jednym, ani o drugim.
Języki mogą implikować także treść (nie tylko formę). Najbliższy przykład to owe słowne "zlepieńce" w niemieckim, które często trudno trafnie przełożyć na polski.
Co do Gabriela... Widzisz, dokonałaś - moim oczywiście zdaniem - degradacji ważnego muzyka (kompozytora) do roli twórcy dwóch piosenek, które traktujesz niemuzycznie, a wręcz ideologicznie (mówisz o warstwie tekstowej). OK, rozmawiamy o tekstach, ale i tak sprowadzenie sprawy do dwóch "hiciorów" też mi się nie podoba. A co do "każdej myślącej kobiety", to... nie generalizuj, proszę.
Co do słuchania tekstów (tylko tekstów, bo rozumienie muzyki to jeszcze inna sprawa!), to jednak zostaję przy tym, że tzw. większość słucha "jak leci". No bo nie sposób się przez to przegryzać. Oczywiście, ma się tego tam ulubieńca, gdzie nawet można się pokusić o lekturę tekstów (najczęściej kończącą się rozczarowaniem), ale wszystkich się nie da. Rock (lub ogólniej pop) dociera drogą radiową często jako muzak (muzyka tła) do ludzi, dla których muzyka nie jest istotna (nie ma obowiązku się nią interesować). Stąd moja konstatacja, że się ją "łyka jak leci".
Beethoven w Warszawie
Ludwig van Beethoven (1770-1827) uważany jest za pierwszego "wyzwolonego"
kompozytora w historii muzyki
W Warszawie rozpoczyna się VIII. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van
Beethovena. Wielka muzyka, blisko 1200 wykonawców, 17 koncertów – oto
wizytówka największego na wschód od Odry festiwalu Beethovenowskiego.
Od 1997 do ubiegłego roku Festiwal odbywał się w Krakowie. Elżbieta
Penderecka, kierownik artystyczny Festiwalu, uznała jednak, że władze starej
stolicy Polski niezbyt szczodrze wychodzą naprzeciw jej życzeniom finansowym.
Pogniewana na Kraków, mecenasa znalazła w osobie prezydenta nowej stolicy,
Lecha Kaczyńskiego. Na Festiwal Beethovenowski wyasygnował prawie 2,5 mln
złotych czyli 5 razy tyle, ile miasto wydaje na Warszawską Jesień. Salonką
PKP zabrała pani Penderecka głównych wykonawców na śniadanie do Krakowa;
niech ci pod Wawelem, wiedzą, co stracili.
Co więc stracili w tym roku? Kolejne edycje festiwalu nawiązują do wybranego
tematu przewodniego. Pierwszym był “Beethoven i poprzednicy”, ostatnim
krakowskim – “Beethoven i muzyka baroku”, a pierwszy, warszawski
to “Beethoven i muzyka narodów”. Twórczość “pierwszego wyzwolonego artysty",
jak o wielkim synu Bonn piszą często krytycy, spotyka się z twórczością
kompozytorów mu współczesnych, a kontrapunkt stanowią utwory epoki
romantyzmu, modernizmu i XX wieku. Wśród nich muzyka zmarłego 10 lat temu
Witolda Lutosławskiego
Program Festiwalu obejmuje koncerty oratoryjne, symfoniczne, kameralne. Na
otwarcie – IX Symfonia Beethovena, warszawscy filharmonicy i amerykański
dyrygent, James Conlon. Na zakończenie wykonanie "Stabat Mater", Antonina
Dworzaka, które poprowadzi szef Opery Narodowej, Jacek Kaspszyk. Spośród
licznych wykonawców niemieckich usłyszymy m. in. renomowany chór symfoników z
Bambergu. TO wielkie muzyczne święto zakończy się 9 kwietnia. Elżbieta
Penderecka nie może narzekać na warszawską publiczność - bilety na te
festiwalowe koncerty są już od dawna wyprzedane.
Michał Jaranowski, Warszawa