Zalezy gdzie
'sie ucho przystawi'.
Wymienia sie rowniez wspolczesnych kompozytorow;
Nie zapomina sie Grotowskiego, Kantora.
Polskiego kina.
Sztuki plakatu.
I to slynie swiatowo.
Amerykanie uwielbiaja Kota, Baranczaka, Milosza.
To tak w telegraficznym skrocie.
Dodam jeszcze polskie zupy (i zdziwcie sie): bary mleczne.
O Polakach, juz pisalem.
O PRL albo prawie wcale sie nie mówi albo żle sie mówi.Ten okres dla wielu
Polaków jest duża częścia ich życia , kiedy zakladali rodziny, kształcili sie,
zdobywali zawód.Polityka niewielu sie zajmowalo.Totalny, czarny PR PRL powoduje,
że jego byli obywatele dokonuja oficjalnej psychologicznej autokastracji.Taki
zabieg ma zawsze negatywne skutki.O tym okresie nie mówi sie jeszcze w Polsce
bez politycznego zacietrzewienia.Telewizja państwowa często siega do archiwum bo
w dziedzinie kultury jest co pokazywać , o czym mówić.Az wstyd o tym mówić a
trzeba powiedzieć, że wielkośc polskiej szkoly filmowej wtedy sie formowała i
to nie w podziemiu, plakat , ujawniły sie talenty plastyków, polski teatr i
wspólcześni wielcy polscy kompozytorzy zdobyli slawę i uznanie.Państwo
komunistyczne konkurując z zachodem po okresie stalinowskim tworzylo warunki
dla sztuki niekomercyjnej, eksperymentow artystycznych.Cenzura oczywiscie
istniala ale mimo to wiele dziel sie obronilo i oglądamy je dzisiaj.Kultura tak
jak sport byla propagandowa bronia komunistów.Polska awangarda byla ciekawa dla
Zachodu.Znacznie mniej ciekawa była dla ludu pracujacego, to tez fakt
D.Niestety, wolne państwo polskie zostawilo kulture samej sobie co doprowadzilo
do jej wysokiej komercjalizacji.Jak dotad porownanie osiągnić PRL i III R P
w dziedzinie osiagnięc kulturowych wypada na korzyść PRL. `
Gość portalu: Randall napisał(a):
> *leje ze śmiechu*
Potrzebne Ci wkładki dla nietrzymających.
> Najbardziej w polskim radiu (o telewizji nie wiem, bo tam nie pracuję) nie
lubi
>
> się dęciaków. A jeszcze nie daj Boże zatrącających jazzem.
Ja wiem - Sting czy Czopek jak coś im się wypsnie pseudojazzowego, w radiu
można to usłyszeć (acz temu panu rzadziej, niestety). Jazz zresztą z założenia
jest gatunkiem niemainstreamowym. Ale może się nie znam... Inna sprawa, że
współczesnych kompozytorów hitów jazzujących na miarę Cole Portera czy George'a
Gershwina na razie jakoś nie odkryto...
> Czasy, gdy gitara elektryczna była poczytywana za coś wywrotowego i
> buntowniczego, skończyły się piekielnie dawno temu. Teraz to mainstream. Taki
> jak Zalef.
O Zalefie napisałem powyżej. Rozumiem, że dla Ciebie "gitara elektryczna" to
mainstream typu Wilki czy Bajm, dla mnie to np. Iron Maiden. Też niby
mainstream, a w radiu singla nie puszczą, bo za ciężki.
kazda muzyka jest matematyczna
nie tylko ta Lutosławskiego
tylko ze niektorzy inni dodają do muzyki programowe trelemorele
by sie ludziom łatwiej słuchało i łatwiej "rozumiało"
za 100 lat, z nam wspołczesnych polskich kompozytorow zostanie głownie
Lutosławski.
jan_telecki napisał:
> kazda muzyka jest matematyczna
> nie tylko ta Lutosławskiego
> tylko ze niektorzy inni dodają do muzyki programowe trelemorele
> by sie ludziom łatwiej słuchało i łatwiej "rozumiało"
>
> za 100 lat, z nam wspołczesnych polskich kompozytorow zostanie głownie
> Lutosławski.
Też tak czuję, nie lubię tłumaczenia, "co kompozytor chce powiedzieć" ))
No i co do przyszłości muzyki Lutosa
Slawomir Kulpowicz (1952-2008)
Za Rz:
Zmarł Sławomir Kulpowicz, wybitny jazzman
ostatnia aktualizacja 07-02-2008 21:01
Sławomir Kulpowicz, wybitny pianista i kompozytor, zmarł dziś w Warszawie -
poinformował Milo Kurtis, muzyk.
Sławomir Kulpowicz, pianista i kompozytor, urodził się w 1952 r. w Warszawie.
Jego ojciec, Witold Kulpowicz był najbardziej znanym w Polsce twórcą utworów
oraz wydawnictw na akordeon. Sławomir zaczął muzykować w wieku pięciu lat,
odznaczając się wielkim talentem do kompozycji i improwizacji.Był absolwentem
klasy fortepianu Średniej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Jego nauczycielami
fortepianu byli renomowani; prof. Andrzej Jasiński oraz prof. Anna i Jerzy
Żurawlew, założyciel Konkursu Chopinowskiego.
Naukę kontynuował na wydziale jazzu i muzyki rozrywkowej Akademii Muzycznej w
Katowicach, którą ukończył z wyróżnieniem. Swoją pracę dyplomową poświęcił
sztuce Coltrane'a. Jeszcze podczas studiów związał się z grupą Silesian Set i
współpracował z awangardą śląskich kompozytorów współczesnych, tworząc wiele
"workshopów" muzyki współczesnej, wykonujących utwory takich mistrzów jak:
John Cage czy Stockhausen.
Wydał lub uczestniczył w nagraniach kilkudziesięciu albumów.
Uczestniczył we wszystkich najważniejszych festiwalach jazzowych, m.in. Jazz
Jamboree, Nordesee Jazz Festival, Zurych Jazz Festiwal,Berliner Jazz Tage
Umbria Jazz Festival /Włochy/,John Coltrane Festival /USA/, Jazz Yatra
Festival /Indie/.
[']
15.02, godz. 21
Dzisiaj do posłuchania parę rzeczy trochę innych niż zwykle. Będzie Marcel
Grandjany i jego Aria w stylu klasycznym na harfę i smyki; potem Peter Klatzow -
kompozytor z RPA, który studiował u Nadii Boulanger, podobnie jak wielu polskich
współczesnych - tego Klatzowa Koncert na marimbę i orkiestrę smyczkową; na
koniec zaś ponownie harfa ze smyczkami - Remanences Piotra Mossa. Chyba się nie
zanudzicie
Pozdrawiam
Wstyd sie przyznac ale malo jest utworow Pendereckiego ktore mi sie podobaja.
Jeszcze w kraju mialem okazje grac probki roznych nowatorskich kompozycji ktore
poza Jesienia nie byly grane.
Bylem natomiast zauroczony Lutoslawskim jako dyrygentem i bardzo mi sie
podobaly jego utwory. Wiele lat temu Chicago Symphony grala pare z nich i
brzmialy fantastycznie.
Nie znam wspolczesnej Polskiej awangardy kompozytorskiej ale jest troche
amerykanskich kompozytorow ktorzy znakomicie umieja operowac faktora wielkich
orkiestr bez ogluszania publicznosci i bompardowania jej dysonansami. Ich
kompozycje sa kompleksowe, nowatorskie i bardzo interesujaco i inteligentnie
napisane. Granie ich nie jest meaczarnia jaka kiedys przezywalem. Z
(relatywnie) mlodszej generacji John Corigliano i Alan Hovhaness sa dobrymi
przykladami. Oni maja doskonale opanowany warsztat bedac "nadwornymi"
kompozytorami roznych najwiekszych amerykanskich orkiestr. Polecam wysluchanie
paru ich kompozycji.
boniedydy napisała:
> jaga_klarnecistka napisała:
>
> > Dlaczego uważacie, że kwas to każdy utwór współczesny??? Niektóre są bardz
> o
> > fajne!!! Jak np. Siedem bram Jerozolimy Pendereckiego... Ale kwasem może b
> yć
> > każdy utwór, kory zostanie skwaszony przez wykonawcę...
>
> To nie ja tak uważam, tylko większość znanych mi muzyków ma takie podejście.
> Oczywiscie, na ile w tym żartu, a na ile powagi, tego nie podejmuję się
> rozgryźć w poszczególnych przypadkach.
>
>
Gość portalu: wmak napisał(a):
> Gość portalu: Beata Z. napisał(a):
>
> > Niestety musze sie zgodzic z Prof Davisem i to prawda ze
nikt
> w
> > Anglii nie bedzie sie ogladal na historie jesli stanie im
na
> > drodze do sukcesu, zwlaszcza finasowego. Anglicy nie sa
> > sentymentali, ale sa pragmatyczni. Pracujac od 4 lat w
> Londynie
> > jako konsultant ds. inwestycji widze coraz wieksze
> > zainteresowanie Polska w swiecie biznesu i wiekszosc
klijentow
> > zada dodania Polski (czesciej niz Rosji)do prowadzonych
badan
> > ktore do tej pory obejmowaly wylacznie kraje z zachodniej
> > Europy. Nie znaczy to ze dana firma ma zamiar otworzyc
biuro w
> > Warszawie tylko po prostu chce wiedziec co sie dzieje na
Wisla
> i
> > jaki sa mozliwosci Polakow. Nie wynika to ze zwyklej
> ciekawosci,
> > bo na to nie ma czasu i pieniedzy, ale z potencjalu jaki
nasz
> > kraj otwiera w swiadomosci wielu ludzi interesu. Potrzeba
> jednak
> > troche czasu zanim jednak my dorosniemy aby ta sytuacje
> > wykorzystac. No i nie mozemy sie oburzac ze nikt nie
pamieta
> > gen. Andersa i na pewno wiekszosc nie wie gdzie jest Gdansk
> > gdzie zaczela sie II wojna i ruch "Solidarnosc". Anglicy
maja
> > klopoty z pamietaniem swojej wlasnej historii. Ale prosze
> wsiasc
> > do londynskiej taksowki i zagadac kierowce, ktory od razu
sie
> > rozgada jak to im Lato dolozyl w mistrzostwach swiata pilki
> > noznej w 1973 no i Dudek to teraz niezle sobie radzi w
> > Liverpool. Zadziwiajaco "Lato" i "Dudek" Anglicy potrafia
> > wymowic idealnie.
Moj fryzjer doskonale pamieta Tomaszewskiego i swietnie wymawia
jego nazwisko, zas w moim srodowisku Szymanowski, Lutoslawski i
spora garsc wspolczesnych kompozytorow polskich jest dobrze
znana znana i ceniona a nie tylko Szopen, nie mowiac juz o
filmowcach.
Wszystkie jedno imię miały
Czytałam już lepsze reportaże o Filipinkach. W szczególności razi
powierzchowność i "kalejdoskopowość" opowieści. Brak mi także paru
choćby zdań o twórcy Filipinek, bez którego to bezprecedensowe
zjawisko nigdy by nie powstało. Jan Janikowski, który występuje w
tym tekście tylko jako "statysta" w epizodach, był nie
tylko "spiritus movens" przedsięwzięcia pod nazwą "Filipinki", ale
też jego trwałą opoką i "warunkiem koniecznym" aż do końca
popularności zespołu. Zwolniono go chyba zbyt pochopnie, bowiem jego
pomysły twórcze nie zostały bynajmniej wyczerpane, o czym świadczą
choćby sukcesy, jakie odniosły kolejne, utworzone przez niego
zespoły - Baby Jagi i Amazonki. Nie były to wprawdzie sukcesy na
miarę Filipinek, bo w końcu lat 60. epoka "girlsbandów" juz minęła,
niemniej rezygnacja z usług J.Janikowskiego była przedwczesna i
przyczyniła się do gwałtownej utraty popularności oraz likwidacji
zespołu.
Jan Janikowski był prawdziwym człowiekiem - orkiestrą. Będąc z
formalnego wykształcenia magistrem ekonomii w rzeczywistości
przejawiał chyba większe talenty instrumentalne, kompozytorskie i
organizacyjne. Filipinki nie były bynajmniej jego debiutem w tym
względzie. Już wcześniej udzielał sie jako pianista, kompozytor i
aranżer w teatrze studenckim Skrzat w Szczecinie, w radiu
akademickim, kabarecie piosenki - Scena Poezji 13 Muz, a po
zakończeniu przygody z dziewczęcymi zespołami piosenkarskimi przez
wiele lat pracował jako kierownik muzyczny w szczecińskich teatrach -
Polskim i Współczesnym. Wyjechawszy w stanie wojennym do USA przez
kilka lat koncertował tam z powodzeniem wspólnie z Feliksem
Konarskim, słynnym przedwojennym bardem - poetą, aktorem,
pieśniarzem znanym pod pseudonimem Ref-Ren, twórcą takich
popularnych przebojów jak: Umówiłem się z nią na dziewiątą, Już
nigdy, Odrobinę szczęścia w miłości, Powróćmy jak za dawnych lat.
Do Polski wrócił Jan Janikowski w roku 1988 zmieszkując w Warszawie,
gdzie niespodziewanie zmarł 28 maja 1990 r. w wieku 64 lat.
Jak było w Jarocinie
A w zasadzie jak było w Jarocinie w sobotę 19 sierpnia, w godzinach 22.30 - 4
rano:).
Festiwal odżył i na pewno był lepszy niż próba reaktywacji sprzed roku. To
dobrze, że wrócił konkurs. Polecam Miguel And The Living Dead. Nie słyszałem
wprawdzie jak grają, ale kapela która wygląda tak bezkompromisowo nie może być
zła:). Dostali jakieś wyróżnienie.
In plus zaskoczył mnie Proletaryat. Pierwszy numer bardzo dobry i współczesny.
To naprawdę dobrzy muzycy, który zbyt często zmieniają konwencję i
dlatego "stracili kontakt z elektoratem":). Piersi odstawiły swoją szopkę
sprawnie i szybko (była "Rodzina słowem silna"). Aya RL zagrała świetny koncert
(Kukiz w życiowej formie wokalnej), a za gitarzystę robił Edmund Stasiak - i
chociaż ten typ to kawał (skreślone), to jednak tutaj dał radę. Chórki robiła
niejaka Ramona Rey. Kobieta ładna, świadoma swojej atrakcyjności i mająca
zadatki na wokalistkę komercyjną nr 1 w Polsce. Musi tylko zmienić kompozytora
i producenta, bo Igor jest dla niej ze zbyt innej bajki. Ale to mniej więcej
tak jak wyrzucić z PiSu J. Kazyńskiego, więc zadanie wykonalne tak sobie:).
Emigranci nie powinni pojawiać się na tym festiwalu. Benedek zaś uznał za
stosowne pożalić się przed topniejącą publiznością, że swojej płyty nie mógł
wydać przez 10 lat.
Co do Made In Poland - red. Danielewski prawdę napisał:)))). Zaczęło się od
szamańskich bębnów Hajdasza, chociaż z "taśmy". Na scenie poza kol. Pawłowskim
był jeszcze kol. gitarzysta, który onegdaj grał ze Sweet Noise. Nie bardzo dał
radę(:. Hajdasz jako wokalista poradził sobie dobrze w dwóch anglojęzycznych
numerach (w tym coverze Ministry - "Scarecrow") Po polsku śpiewał trochę jak
Janos Kobor z nieśmiertelnej Omegi po węgiersku:). Ale śpiewał pierwszy raz w
życiu na koncercie.
Publiczność chciała bisu, ale "Dziadkowie z Made in Poland" byli już wyraźnie
zmęczeni.