logo
 Pokrewne renessmeKomenda Wojewódzka poliicji w BydgoszczyKomenda Główna OHP w Warszawiekomenda IP virtual-reassemblyKomenda Lotniska Nr 2 w RadomiuKomenda Powiatowa PSP w PileKomenda Hufca ZHP Włocławekkomisariaty i Komendy w województwie katowickimKomenda poicji KatowiceKomenda wojewudzka Wrocławkomendy na Logo Komeniusz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • opowiastki.keep.pl
  • renessme


    A w Suwałkach dziś znaleźli ponad 150 sztuk oryginalnych kołpaczków ;)
    Jeśli komuś zginęły w ostatnim czasie kołpaki to można zgłaszać się osobiście u prowadzącego postępowanie policjanta w Komendzie Miejskiej Policji w Suwałkach w pokoju nr 424.
    Źródło GW: http://www.wspolczes...REG10/287644625
    Użytkownik Setler edytował ten post 26 marzec 2009 - 22:25



    - Komendant Miejski Policji w Suwałkach wyraził zgodę na odbywanie praktyk- proszę kontaktować sie z Ekspertem Zespołu Prezydialnego, Kadr i Szkolenia Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach- mł. insp. mgr inż. Grzegorzem Olszewskim, tel. 87 5641724



    Ostatnim z trzech komendantów Policji Polskiej m. Warszawy był Franciszek Przymusiński. Jego droga zawodowa w wielu fragmentach związana była ze służbą policyjną i wojskową w państwach obcych, wobec czego wyczerpuje on najpełniej główne hasło konferencji. Urodził się w 1889 roku na Pomorzu. Od 1909 roku pozostawał w niemieckiej służbie państwowej i zapewne jeszcze wtedy przed wybuchem wojny, ukończył Stadtische Polizeischule w Dusseldorfie. W czasie wojny służył w wojsku niemieckim w artylerii ciężkiej i otrzymał krzyż żelazny. W latach 1918 - 1920, do przejęcia Bydgoszczy przez władze polskie, był kierownikiem Komisariatu przy Zarządzie Miejskim w Bydgoszczy. 1 X 1920 roku z uwagi na posiadane doświadczenie, przyjęto go do Policji Państwowej, powierzając mu funkcję kierownika Komisariatu I w Bydgoszczy. Później, aż do wybuchu wojny, pełnił funkcję komendanta powiatowego policji m. in. w Środzie Wielkopolskiej, Suwałkach, Rypinie. We wrześniu 1939 roku, wykonując rozkaz ewakuacji, opuścił to ostatnie miasto, by powrócić tam u schyłku działań wojennych. Dwukrotnie aresztowany i zwalniany w jesieni 1939 roku ostatecznie wyjechał z Rypina i w grudniu tego roku zameldował się u płk M. Kozielewskiego. Został wtedy, z uwagi na znakomitą znajomość języka niemieckiego, tłumaczem komendy Policji Polskiej w Warszawie. 7 maja 1940 roku wraz ze swym przełożonym i innymi oficerami został aresztowany, lecz jako jeden z nielicznych został wkrótce zwolniony i wyznaczony na pełniącego obowiązki komendanta. Funkcję tę sprawował przez 6 tygodni, aż do przejęcia jej przez płk. A. Reszczynskiego. Sam został jego zastępcą, a w październiku awansowano go do stopnia majora. Po zastrzeleniu przełożonego w marcu 1943 roku objął jego stanowisko i pozostawał na nim aż do wybuchu powstania. W międzyczasie ponownie został awansowany do stopnia podpułkownika, co było jednak wyrazem nie tyle uznania ze strony Niemców co dostosowaniem struktury polskiej policji do niemieckiej Ordnungspolizei, gdzie określonemu stanowisku odpowiadał przewidziany dlań stopień służbowy.
    F. Przymusiński, ze wszystkich trzech komendantów policji polskiej w Warszawie, był niewątpliwie postacią najbardziej kontrowersyjną, jeśli brać pod uwagę jego stosunek do okupanta oraz polskich organizacji konspiracyjnych. Wpływ na to mały jego związki z niemieckim aparatem administracyjnym przed jak i w czasie I wojny światowej, co nie uwiarygodniało go wśród Polaków. Dystans ten pogłębiał sam zainteresowany, odmawiając - podobnie jak A. Reszczyński - przystąpienia do jakichkolwiek struktur podziemnego państwa polskiego. Ten brak organizacyjnych związków nie wykluczał naturalnie współpracy z polskim podziemiem, mającej jednakże charakter incydentalny i bardzo mocno zakonspirowany.

    Z chwilą wybuchu powstania warszawskiego F. Przymusiński wraz z pozostałymi podległymi mu funkcjonariuszami został aresztowany przez Niemców, co wynikało z przyjętego przez nich wcześniej planu postępowania w takiej sytuacji. Uwolniony przez powstańców po zdobyciu komendy policji mieszczącej się w budynku przy Krakowskim Przedmieściu 1, został ponownie aresztowany przez władze powstańcze, a organy Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa wszczęły przeciwko niemu dochodzenie. Po upadku powstania F. Przymusiński opuścił Warszawę, by objąć w listopadzie stanowisko komendanta powiatowego Policji Polskiej w Łowiczu. Była to niewątpliwie bardzo nietrafna decyzja, gdyż udowodnił nią że związał się z okupantem na dobre i na złe i że swoją służbę traktował nie w kategoriach prymatu powinności wobec społeczeństwa polskiego, a jako sposób na przeżycie. Ten skrajny partykularyzm, trudny do zaakceptowania nawet w końcowym fragmencie wojny, stawia więc F. Przymusińskiego w dość niekorzystnym świetle, gdyż nie pozwala wykluczyć, że jego wcześniejsza rezerwa wobec polskich organizacji konspiracyjnych wynikała głównie z pobudek egoistycznych.



    Ogólnopolski bój o krowę



    Petycję z prośbą o ułaskawienie krowy Boruty, która w zeszłym tygodniu uciekła z podsuwalskiej rzeźni, dostał nawet prezydent Kaczyński. Wystarczająco mocny okazał się jednak wojewoda - po jego interwencji lokalni urzędnicy zmienili zdanie i krowa opuściła wczoraj rzeźnię.

    Wczoraj po południu bramy ubojni w położonym na przedmieściach Suwałk Poddubówku zamknęły się za dwuletnią jałówką rasy czarno-białej definitywnie i z tej szczęśliwej strony. Specjalnym samochodem do przewozu zwierząt rozpoczęła swoją podróż na Śląsk, do Przystani Ocalenie. To specjalne przytulisko dla uratowanych z ubojni, targów czy po prostu od złych ludzi zwierząt gospodarskich.

    - Źle jej tam nie będzie. Znajdzie mnóstwo koleżanek. Samych koni mamy sto, nie licząc krów, świń czy owiec - cieszył się Dominik Nowa z Komitetu Pomocy dla Zwierząt w Tychach. Pod ubojnią w Poddubówku koczował od piątku. Chociaż krowa Borutka od kilku dni jest jego współwłasnością, urzędnicy nie pozwalali mu jej zabrać.

    Razem z miłośnikami zwierząt pod ubojnią koczowali dziennikarze z ogólnopolskich telewizji i gazet. Bo Borutę, chociaż jest niepozorną krową, od czwartku zna cała Polska. Wówczas to po przywiezieniu do rzeźni, przeczuwając swój los, postanowiła poszukać wolności. Jej ucieczka trwała dość długo. Przebiegła kilka kilometrów oddzielających Poddubówek od Suwałk, a potem błądziła ulicami miasta.

    - W akcję jej złapania zaangażowały się wszystkie służby. Straż pożarna i miejska, my i weterynarze - relacjonuje Eliza Sawko z Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach. Krowę udało się w końcu otoczyć prawie w centrum miasta, na placu zabaw. Tam trafiły ją dwa pociski usypiające. Pomimo tego przedarła się jeszcze na sąsiadującą z placem budowę. Dopiero tam uspokoiła się na tyle, że udało się ją złapać. I znów powędrowała do rzeźni. Środek usypiający w jej krwi odroczył jednak ubój.

    Sprawą zainteresowali się obrońcy praw zwierząt, z komitetu właśnie i organizacji Viva. Błyskawicznie dotarli do Suwałk i znaleźli właściciela zwierzęcia.

    - Sprzedał nam ją absolutnie bez żadnych trudności, po uczciwej cenie. Widać było, że jej ucieczka na nim też zrobiła wrażenie, że też już nie chce jej mięsa - relacjonuje Cezary Wyszyński z Vivy.

    Kłopoty i sława Borutki zaczęły się wówczas, gdy nowi właściciele zwierzęcia chcieli je zabrać z ubojni i wywieźć do azylu. Okoniem stanął powiatowy lekarz weterynarii. Stwierdził, że zwierzę, które weszło do rzeźni, musi zostać zabite. Powoływał się na unijne normy.

    - Mówił, że nie wie, o co nam chodzi, bo przecież nie będziemy stratni. Dostaniemy jej mięso. Nam, wegetarianom to mówił - nie kryje goryczy Dorota Szczepanek. Jest trzecią osobą w zespole, który ratował Borutę.

    Obrońcy zwierząt nie dali za wygraną, tym bardziej że ich zdaniem przepis, na który powoływał się weterynarz, nie odnosił się do tej sytuacji, bo krowa uciekła, nim jeszcze weszła na teren samej ubojni. Postanowili o nią walczyć. W piątek zawiadomili prokuraturę o zaborze mienia - krowy. Wytoczyli też ubojni proces cywilny - o bezprawne przetrzymywanie majątku. Równocześnie sprawą zainteresował się wojewoda.

    - Po naradzie z wojewodą lekarz weterynarii przeanalizował jeszcze raz dokumenty i doszedł do wniosku, że w tym konkretnym wypadku nie dojdzie do złamania przepisów. Krowę można wypuścić - informuje Jolanta Gadek, rzecznik wojewody podlaskiego.

    Próbowaliśmy się wczoraj dowiedzieć, dlaczego urzędnik zmienił zdanie. Nie udało nam się. Witold Wałecki, narzekając na ogrom obowiązków, poprosił nas o telefon w późniejszym terminie. Potem przestał go odbierać.

    - Z tym nawałem zajęć to pewnie prawda. Użalał się nam, że e-maile i faksy z apelami o ułaskawienie Borutki sparaliżowały pracę jego biura - nie kryje satysfakcji Dominik Nowa. I dodaje: - Wszystkich zwierząt nie ocalimy. Ale może ta jedna krowa uświadomi wielu ludziom, że zwierzęta gospodarskie też coś czują. I że to, że trzeba je zabijać, nie musi jeszcze znaczyć, że muszą przy tym niepotrzebnie cierpieć.

    Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok
    http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... l?skad=rss

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zabaxxx26.xlx.pl