W mojej paczce znajdziecie 360 tapet, które na pulpit są w sam raz. Mam nadzieje, że jakieś się spodobają ;)
Skren:
http://img29.picoodle.com/img/img29/5/12/24/f_kstm_ec06812.jpg
Magia świąt to dziecięca wiara w Świętego Mikołaja,
spokojna rozmowa z bliskimi przy kominku,
rozleniwiony telefon,
zaspany budzik
i śnieg, który nie jest utrapieniem.
Magicznych Świąt Bożego Narodzenia życzy Szawi dla całej rodziny z Nedds.pl
Download:
Download: Rapidshare, Hotfile, Megaupload, Przeklej i Inne
http://rapidshare.com/files/78729200/Kolekcja_Szawiego_Szawi.part1.rar
http://rapidshare.com/files/78732193/Kolekcja_Szawiego_Szawi.part2.rar
Download bez limitów
Jak sie zawiesi to wtedy dotknij chlodzenia karty graficznej
Mi sie nie zawiesza tylko od razu wylącza komputer.
No nic, zainstalowałem Everesta i zacząłem grać przy otwartym komputerze... Z cały wczorajszy dzień i ze dwie godzinki dzisiaj musiałem grać by w końcu się wyłączył ( Zaznaczę, że wczoraj nie paliłem w kominku :P, dzisiaj pale i sie wyłączył ). Oczywiście szybko palcem i... mogę powiedzieć, że mało brakuje by "skora została" na radiatorze ; d, nawet chyba by zostawała, ale , że ten GeForce jest obudowany to do radiatora tego palucha ciezko tam wcisnąc :P. Przed gra mam 79 stopni na karcie, i tak caly czas, czy dopiero wlaczony czy nie, no znaczy się po dłuższym nie uzywaniu jak wszystko ostygnie rzecz jasna nie ma tej temp 79, ale jak juz swoje chodzi to nie wazne czy sie zrestartuje, czy jest tylko na puplpicie, temp = 79 Stopni, jak odpale gre odrazu skacze do 83..85 , no i tyle zdazylem uchwycic, bo zazwyczaj znienacka komp bziuu i tyle widze.
dodam, że własnie zauwazylem jak temp Plyty Głównej skacze do 70.
Nie no ja jestem nie mal pewien, że to wszystko przez to, że się "coś" przegrzewa :P. Właśnie siedzącym na pulpicie komp mi siadł, Od razu łapy do środka i Karta graf, standardzik, ale dodatkowo, radiator od procka to parzył jak cholera: P. Teraz pytanie brzmi... jak zmniejszyć tą temperaturę, jak temu zapobiec jest dobre do chłodzenia kompa.
" />Oto opowiadanie o roboczym tytule "Komputerowa Wojna".
Gospoda "Pod Kursorem"
Cholera jasna, pada deszcz. Te flashowe krople nie dają przejść. Muszę się przez nie przebijać moim kursorem, a od tego boli mnie ręka. Jeszcze wczoraj miałem nadzieję, że będzie ładnie, ale admin jest nieprzywidywalny. Niczym grom z jasnego nieba, tak spadły z pulpitu krople deszczu. Ale o tym później. Jeszcze przez chwilę maszerowałem po Operze, teraz jednak musiałem przeskoczyć na toolbar Gimpa. Byłem już nieźle wściekły na ten diabelski deszcz, gdy przede mną, obok Painta, wyrosła piękna ikonka, podpisana jako gospoda "Pod Kursorem". Kliknąłem na niej dwa razy, po czym wkroczyłem do wnętrza. Może i chat jak każdy inny, ale może tu mają...
- Kelner, proszę smażone mięso Firefox'a! - podszedł do mnie jakiś stickman, wyjął skądś notepada i zaczął w nim skrobać. Po chwili zniknął gdzieś, za chwilę znów się zmaterializował
i, zostawiwszy mój posiłek, teleportował się do drugiego stolika, przy którym siedział zakapturzony jegomość. Z tego co udało mi się zaobserwować, kelner podał mu pieczoną Kurkę Wodną. W pośpiechu zjadłem posiłek, zostawiłem parę brzęczących, Paintowych monetek i wyskoczyłem
z karczmy. Los chciał, bym spieszył się na koncert Winampa. Miał lecieć Nightwish, a teog przegapić nie mogłem. Oczywiście, na miejscu była już masa userów, rycząca wniebogłosy. Pokazałem bilet ludzikowi z ikonki CS'a i dołączyłem się do tłumu. Próbowałem się przecisnąć do przodu, ale zostałęm brutalnie odpechnięty przez bandę nieprzyjemnych kulek Ballance'owych. Toczyły się one bezustannie, co wskazywało na to, że się zacięły. Ale nagle... jak gdyby
w Winampie pojawił się ni stąd, ni zowąd Desperado z Coltem w dłoni. Ale to było co innego. Bo właśnie cztery Stickmany wniosły na salę wysokie łoże, zza którego zasłony wystawała ręka z uniesionym berłem.
- To przecież admin! - szepnął jakiś podniecony Rayman. Nie musiał tego mówić. Wszyscy doskonale wiedzieli, kto to był, a nikt nie śmiał powiedzieć czegoś głośniej. W tym momencie kulki odblokowały się, a jedna z nich zaklęła szpetnie, nie wiedząc nic o władcy, który przybył. Dłoń
z berłem przesunęła się, kierując je na biedną kulkę. Ta chciał uciec, ale w jednej chwili rozpadła się na pixele i znikła. Wszyscy stali jak słup soli. Nawet słoneczko GG jakby przygasło. W jednej chwili spod zasłony wydobył się właczy głos.
- Zaczynajcie, do diaska! Na co czekacie!? - oczywiście, już po ułamku sekundy rozległy się dźwięki gitary elektrycznej. Tłum jakby odzyskał własną wolę i wrzaski nie miały końca. Wysłuchawszy moich ulubionych piosenek, 10th Man Down i Amaranth, opuściłem Winampa i skierowałem się cicho w stronę domu. Tam czekał na mnie zasłużony wypoczynek. Po powrocie od razu ległem na łóżku, wziąłem ten oto pamiętnik i po skończeniu mej relacji odrzuciłem go gdzieś w kąt. Przebrawszy się w mą misiową pidżamę przykryłem się kołderką i pomyślałem
o kotlecie z Mozzilli... Mniam.
* * *
Następnego dnia znów czekały mnie odwiedziny w gospodzie. Idąc sobie paskiem szybkiego uruchamiania, wpadłem na jegomościa, którego to wczoraj widziałem. Znów miał płaszcz, ale spod rękawów wychynęły rumiane, pixelowate palce. Znów jakiś paladyn z Diablo, pomyślałem. Otrzepując ubranie od Photoshopa z pyłu ulicznego zastanawiałem się, kimże jest ten dupek. Ale co mi tam. Przekraczając progi gospody skoczyłem ku najbliższemu stolikowi i zawołałem od razu kelnera-stickmana. Podszedł on do mnie. Bez wahania poprosiłem o kotlety
z Mozzilli z fontami i Paintowy Koktajl. Po skończonym posiłku wyskoczyłem na PSU (pasek szybkiego uruchamiania) i wskoczyłem na Painta na lody. Gdy wracałem do swego przytulnego domu, usłyszałem jakieś głosy. Nie posądzałem się o schizofrenię, zamiast tego jednak ruszyęłm za głosami. I oto w ciemnej uliczce stali dwaj ciemni stickmani frontem do jegomoscia odzianego
w ciemny płaszcz. A ponieważ miałem ciemne spodnie, poczułem się swojsko. Ale zaraz zdałem sobie sprawę z tego, że ci dwaj grożą jegomościowi. Bez wahania złapałem kursor i rzuciłem się na dwóch stickmanów. Jeden odwrócił się i wyciągnął Paintowy pędzelek zza... eee, tego... nieważne. Sparował mój cios i sam wyprowadził następny, którego to uniknąłem, tnąc jednocześnie przeciwnika po kanciastej łapie. Uciekł jak pies, a drugiego obezwładnił jegomość...
* * *
- Więc mówisz, że zowiesz się Tuck?
- Nie Tuck, tylko Tak. Pisze się T-u-c-k, czyta się Tak.
- Rozumiem. - Jegomość okazał się całkiem miłym szermierzem na słowa, bo, jak mi powiedział, obezwładnił tego drugiego paroma celnymi ripostami. Mocny, nie? Poszliśmy razem do gospody zamówić flashowe piwo, które aktualnie popijaliśmy. Gadaliśmy sobie spokojnie, kiedy to ork w pełnej zbroi wszedł na scenę pośrodku czworokątnej karczmy. Ogień w kominku płonął żwawo, gdy zielonoskóry odezwał się ciężkim głosem.
- A teraz na scenę wchodzi bard Bardziej! - rozległy się niemrawe oklaski. Na scenie pojawił się młody antyterrorysta, tyle,
że miał na sobie nie mundur, ale kraciastą koszulę i trzymał w ręku gitarę. Usiadł na podsuniętym przez kelnera stołku
i zaśpiewał, szarpiąc struny instrumentu :
- Faajeeer in de hooołlll, gooooł, gooooł. Czeeeeking boooommmb iiiin diiii eeeeeej! Muuuuuwww, muuuuuww... - ludzie mieli co najmniej zdegustowaną minę. Bard nie zwracał na to uwagi, dalej rycząc wniebogłosy, dopóki któryś z gości nie poszedł po rozum do głowy, wyciągnął bowiem Kriega zza pleców po czym założył okularki. Oto rasowy terro. Młody CT rzucił gitarę przetoczył się w bok i wyciągnął M4 zza pazuchy (gdzie on to, do cholery, schował?). Założył tłumik i oddał kilka strzałów
w stronę wroga, zmuszając przy okazji cywilów do ucieczki. Bardziej chował się wciąż za kolejnymi przeszkodami, roztrzaskiwanymi przy okazji przez terro.
- On ma auto-aim'a! Cheater! - na te słowa, jakby z podziemi, przed CT wyrósł oddział żołnierzy z Enemy Territory, którzy zaczęli wypróżniać magazynki w stronę cheatera. Po skończonym zabiegu na miejscu terro była tylko krwawa plama, którą klener pospiesznie sprzątnął. A ja, pożegnawszy Tucka, wróciłem do domu.