Sobotę i niedzielę spędziłem na Jezioraku, większość w Zatoce Widłągi - ścisłym rezerwacie i wyraźnie oznaczonej strefie ciszy. W sobotę wiało 3-4 w porywach do pięciu, w niedzielę o jeden-dwa schodki niżej.
Motorowka-ślizgacz weszła na całej mocy w zatokę, zrobiła kółko - wyleciała. Motorówki rybackie zasuwały w tę i nazad, jachty z zapakowanymi żaglami pruły taflę jeziora, do tego jakieś pijackie mordy darły się dobre 2 godziny na szwendającym się tu i tam "Cirrusie II". Faceci na TES-678 bez bomu przjechali na grzyby, na innej żaglówce nawet bez masztu gościu przyjechał po drzewo - chyba do kominka. Horror !!!
Sądząc po numerach (Y-..., Iława, itd ) - ludzie się nie krępują, mają w d... przepisy.
Gdyby nie to, że zapomniałem kompletu swoich dokumentów łódkowych zadzwoniłbym na policję - ale podobno oni to też olewają ! Kto, w tym państwie bezprawia, za ten burdel odpowiada ?
PS
Jestem za rejestracją wszelkich przyrządów pływających po wodzie wraz z ich oznakowaniem - przynajmniej jest szansa namierzenia i rozpoznania łobuzów. A co dalej - to już całkiemi inna bajka !
Ja z żoną również mamy zamiar zamieszkać przed zimą.
Właśnie organizujemy ekipy do postawienia niepodpiwniczonego, parterowego domu D53 Muratora.
Mamy działkę uzbrojoną.
Ponieważ pochodzimy z Podhala, a zamierzmy budować w warmińsko-mazurskim (nad jeziorem Jeziorak, k/ Iławy), planujemy, na czas budowy, zamieszkać na działce, w czymś podobnym do baraku.
Technologia: beton komórkowy ocieplany styropianem 12 cm, wiązary, dach kryty dachówką.
Ogrzewanie olejowe + kominek, prawdopodobnie Dovre.
Nie mamy jeszcze kupionych materiałów. Czekamy na wycenę robocizny od 5. miejscowych firm.
Jestem pewien, że wybudowanie domu w jeden sezon jest możliwe.
Pieniądze są wystarczające na skromne wykończenie (wewnątrz tynk gipsowy, zewnątrz tynk strukturalny. Żadnych klinkierów, marmurów, egzotycznych drzew itd.)
Wpadłem na chwilkę do MPIK-u w Iławie. Szukałem "Najwyższego Czasu". Ale - oczywiście - były tylko lewackie i postępowe "broszury" z jurosojuza. Za to - uwagę przykuły dźwięki, sączące się z głośników. Bardzo odróżniały się, od zwykłej, banalnej sieczki...
Pani w kasie pokazała palcem białą okładkę i... już wiedziałem!
Kilka dni wcześniej usłyszałem - też kątem ucha - dwa inne fragmenty u młodego Kydryńskiego w Trójce. To już wystarczyło do decyzji.
A noszenie przy sobie karty kredytowej bywa bardzo... pomocne w takich chwilach!
Nowa - "zimowa" - płyta Stinga jest moim zdaniem GENIALNA!
Nigdy nie byłem jego specjalnym fanem, ani nawet słuchaczem. Ot - wiedziałem że jest, ceniłem warsztat, słyszałem że śpiewał "wszystko i ze wszystkimi".
Dlatego dziękuję Opatrzności i Synowi Lucjana - że nie przegapiłem tej płyty.
Pamiętajcie jednak - NIE WOLNO jej słuchać "byle jak"!
To nie jest muzyka, która może nam towarzyszyć przy jakichś banalnych, codziennych czynnościach. Nie włączajmy jej w samochodzie, nie słuchajmy z tanich plastikowych "skrzeczydeł". Zabraniam.
Jest tam wszystko. Ciche szmery, delikatne, gdzieś jeden raz pojawiające się dzwoneczki, nagły niski ton który można niemal kroić i ten otaczający nas głos kogoś - kto dużo wie...
Jest padający śnieg, przejrzyste powietrze, ostre zimne sople - ale też... nieogarniony ocean ciepła. Czujesz to.
Czy niezwykłe bogactwo aranżacyjnych pomysłów może iść w parze z oszczędnością i kulturą formy? Nie może??!
To - spróbujcie to usłyszeć.
Jeśli umiecie słuchać...
Spokojny, cichy wieczór, migoczący kominek, wygodny fotel, przyciemnione światło, wyłączone wszelkie dzwonki i brzęczyki.
Coś bardzo smacznego w szkle, a przed Tobą najlepsze głośniki jakie posiadasz. Jeśli nie Twoje - to może sąsiada, przyjaciela...
Może oczywiście być obok ktoś dobry i mądry - choć w samotności potrafi być jeszcze magiczniej. Jeszcze głębiej niezwykle.
Nie planuj niczego na najbliższą godzinę. Podaruj ją sobie. To się opłaci Tobie - i całemu Światu.
A może jeszcze potem - gdy pozostanie cisza - posiedzisz kilka długich chwil zapatrzony w płomień, w śnieg, w siebie...
Nie będę omawiał kolejnych tytułów. To nie ma sensu, nie przy tej płycie.
Jest tam spora porcja muzyki tradycyjnej, pojawia się coś samego Mistrza, a i pozostali Autorzy - zacni: Henry Purcell, Franz Schubert, J.S. Bach...
Nie przegapicie też zapewne głosu Mary Macmaster. Choć jest tylko przelotnym gościem.
Ale najważniejsza jest - MAGIA!
Co jeszcze?
Trafiło mi się wydanie przygotowane dla tubylczej ludności, więc w "tutejszym" języku wydawca łaskawie informuje nas, że cena jest "polska", mimo iż muzyka "zagraniczna". Resztę każe sobie sylabizować z "lengłicza".
Spróbowałem. O tym, że kilka z tych "kołysanek", to po prostu Kolędy - jakoś nie wspomniano...
Pewnie by cenzory w brukselce nie zatwierdzili.
Ale przed Twoimi głośnikami i w Twojej duszy - jeszcze nie rządzą.
Mam nadzieję...