Od razu uprzedzam, że nic mi się nie stało. Tylko rowerek
ma tylne koło do wymiany (kolarzówka to .. czy składak? ;-))
A wszystko zdarzyło się dlatego, że za wcześnie wyjechałam z
domu. No i.. żeby nie być za wcześnie - pojechałam dalszą
drogą. W okolicach godziny, na którą byłam umówiona,
wpadłam w lekką panikę, że nie bardzo wiem, gdzie mam dotrzeć.
Na szczęście spotkałam kumpla, który naprowadził mnie dokładnie.
No i po drodze... jakiś facet wyjeżdżał takim dużym (kombi)
samochodem (nie pytajcie mnie, co to było, nawet w innych
okolicznościach odróżniam samochody wyłącznie po kolorze)
a ja naiwnie sądziłam, że skoro się zatrzymał, to znaczy,
że mnie widzi i daje mi wolną drogę. Niestety...
dostałam w bok.. i biedny rowerek się zdeka skrzywił.
Pan wyleciał z auta i poprawił mi kierownicę, ale koła
na miejscu wyklepać jakoś nie dał rady (przypominam, że
już byłam minutę spóźniona).
No i teraz czeka mnie wymontowanie z damki... i wstawienie
do tej nieszczęsnej kolarzówki tylnego koła.
Obiecuję, że będę dzielna.
Olka
wiesz jagienka, ja bym się na Twoim miejscu zastanowiła, bo jak się zarazi na
dobre to będzie potem tak jak mój, cały czas coś tam kręci, dokupuje części,
wymienia na nowsze gadżety...
jeden rower to przecież nie wystarcza bo musi być i kolarzówka i górski i
miejski, wszystkie części dokładnie wybrane, zamówione, każdy rower
samodzielnie zbudowany... ech... no że już nie wspomnę o wyścigach i wyprawach
na etap Tour de France
jedyny z tego pożytek to, że mi też górala zbudował na tytanowej ramie w
granatowo srebrnych kolorach ;)
na szczęście mój Misiek jeszcze nie kąpie roweru w naszej łazience bo wtedy bym
go chyba pogoniła :))
a znam takiego jednego gościa, który właśnie tak spędza soboty, rozkręcając i
pucując swój rowerek w łazience, no ale ten gość to już obsesja, jego rower
jest wart jakieś 3000 funtów :O
a plan miałaś dobry, nie poddawaj się :))
Moda na dwóch kołach się toczy
Wszystko ladnie pieknie, a co z kwestia bezpieczenstwa?
Ciekawe, ilu beztroskich rowerzystów w japonkach i glowa w chmurach
ta glowe sobie rozbije jezdzac bez kasku?
Sama jestem cyklistka, na co dzien dojezdzam do pracy w miescie, w
którym sciezki rowerowe sa wytyczone na wiekszosci jezdni. Chociaz
lubie sie fajnie i stylowo ubrac, na rower (mam MTB ale mysle o
czyms pomiedzy kolarzówka a miejskim, zeby sie latwiej jezdzilo po
asfalcie), zawsze ubieram sie na sportowo, bo - co jak co- ale na
lansie podczas drogi do pracy mi nie zalezy. Potrafie sie
dowartosciowac w inny sposób, a na pewno nie bede tego robic kosztem
bezpieczenstwa. Nie bierzcie mnie za jakiegos safety freaka, po
prostu widzialam juz pare wypadków, o wielu innych slyszalam i nie
chce, zeby moja glowa rozpadla sie na kawalki, gdy jakis idiota nie
rozejrzy sie wyjezdzajac z bocznej uliczki i wyjedzie prosto na mnie.
Dlatego tez mam kask - calkiem fajny, wyglada 'sharp' ;), sportowego
windstoppera w dosc wyrazistym kolorze, odblaskowy pasek i migajace
swiatelko na plecaku.
Zapytajcie sie kierowców (którzy ogólnie rowerzystów nie cierpia), z
kim wola dzielic ulice: ze "sportowym" cyklista, widocznym z daleka,
jezdzacym przepisowo, z glowa ale i z jajem, czy z rozmarzona pania
w sukienusi i rozwianym wlosem podrozujaca sobie pod prad?
Zapytajcie sie tez w szpitalach, ilu przywiezionych rowerzystów,
którzy zmarli ze wzgledu na odniesione obrazenia glowy, nie mialo
kasku.
I tu się mylisz :-) - skłądaki miały bardzo wysoko wyciagane siodło. Jżdzili na nich moi kumple z klasy po 195cm wzrostu. Wtedy była tylko alternatywa (dodam, że I komunia rok 1974) składak, Jubilat lub Traper albo górna półka w tym czasie. Ja zaczynałam od przepieknego składaczka, który na ramie miał natrysnięte farbą (jeszcze nie było naklejek) "Sokół" i rodzice wyrwali go chyba jako odrzut z eksportu, bo miał kolor rudy brąz metalik. Nikt takiego nie miał. Oczywiście ukradziono mi go z piwnicy i to w dziesiąte urodziny. Potem była przerwa, bo rowery stanowiły towar mocno deficytowy, pojawił się Traper 2, który tym róznił się od Trapera, że miał normalne, ażurowe siodełko, choć cały był czarny, podobnie jak poprzednik. Koledzy pomału przesiadali się na skrzyzowanie kolarzówki z rowerem miejskim, czyli Waganty (prosta kierownica), Pasaty (kierownica wygięta jak w kolarzówce), Jaguary (jeszcze bardziej "kolarzówka").
Ja zaś dostałam w ósmej klasie hit nad hity, bo lekko używaną Wilgę, czyli damski odpowiednik Waganta. Wyobraźcie sobie wściekłą zieleń metalik w 1979 roku! Wielkie, cienkie koła, kremowe opony z boku - no szał!
Stoi w garażu i wrasta w ziemię, nie jeździłam na niej 20 lat...
Jutro zdradzam ją dla Unibike Voyagera, ale jak na niego popatrzyłam w sklepie, to doszłam do wniosku, że reaktywuję także Wilgę. Wymienię detki i oponki - bedzie znów zadawac szyku. Na płaskim smigała jak wiatr, niestety przełożenia były takie, że pod górkę było trudno, a wręcz niemożliwie. Jednak uważam, że jakiekolwiek manewry techniczne byłyby dla niej obrazą i jak ma być vintage, to vintage, nic nie zmienię.
A mój mąż wczoraj odebrał z takiej reanimacji swojego Pasata, umył Karcherem, dzięki czemu Pasat odzyskał swój pomarańczowy kolor i zwabił (rower) połowę sąsiadów z ulicy w celach obcmokania maszyny. Skutecznie :-)
W pewnym wieku słucha się muzyki z lat licealno-uniwersyteckich. I wygląda na to, że do rowerów też się wraca :-)
Sciezki rowerowe to fikcja
owszem, sa fajne sciezki rowerowe, np na ul wisniowej od sleznej do wiezy
cisnien, Armii Krajowej (ale to nie ZDiKu zasluga) czy na Hallera od Fat do
Beyzyma.Ale juz na tejze Hallera za beyzyma zaczyna sie wspolna sciezka z
chodnikiem. Poki jeszcze malo kto chodzi to jest znosnie, choc pod wiaduktem
ledwo mozna wyminac pieszego, ale juz pod Carrefourem (tfu) to makabra.
naprawde, pisalem juz o tym, jazda rowerem wsrod tlumow ludzi z torbami to
zerowa przyjemnosc. Urzadzaja sobie tez poczekalnie na autobus na srodku
sciezki. Mozna by chociaz linie wymalowac i rowerki, bo kolor kostki to nie
jest wyrazna roznica, ale i tak wszyscy beda to olewac.
Panie Krzysztofie, nie wiem kto jest odpowiedzialny za projektowanie tych
sciezek, ale na prawde wymalowanie kreski na chodniku nie mozna uznac za
sciezke rowerowa na poziomie europejskim. Tymbardziej, ze wymalowanie takiej
kreski zobowiazuje do zorganizowania odpowiednio w zwiazku z tym ruchu (na
przyklad temat poruszany przeze mnie na forum dot. pierwszenstwa na rondzie).
ktos kto to projektuje powinien wziac pod uwage, ze jazda rowerem po miescie
dla wielu ludzi ma byc SZYBSZA alternatywa dla MPK. Zgodnie z przepisami
wolno rowerom jezdzic do 60 km/h po miescie :))) To jest moze fikcja, ale
40km/h to nie jest zaden wielki wyczyn dla mlodego czlowieka na kolarzowce. A
przeciez juz predkosc tablicowa rowerzysty - 18km/h (podaje za tablice
fizyczne/chemiczne/matematyczne/astronomiczne) jest niebezpieczna na
chodniku. Wiec skoro ludzie (piesi) nie respektuja wymalowanej kreski na
chodniku (szczegolnie jezeli im sie zostawia pol metra, jak wewnatrz ronda.)
A po za tym w niektorych miejscach malowal to chyba jakis (za przeproszeniem)
idiota - slupy na srodku sciezki, p[olowa sciezki zajmowana przez autoamty do
biletow lub jakies skrzynie za kioskiem na powst.sl a juz rozwalilo mnie
roziwazanie na rogu kamiennej i ronda - zakret pod katem prostym wymalowany
na chodniku,. To jest chyba sciezka dla cyrkowcow na monocyklach! Stawiam
piwo temu urzednikowi ZDiK ktory przejedzie ten zakret z predkoscia 10
km/h :))))
czy mozna by cos zrobic aby kwestia sciezek nie byla trakytowana na odwal
sie? Nie chce we wroclawiu miliona kilometrow takich sciezek rowerowych -
wole 100 km sciezek z prawdziwego zdarzenia.