logo
 Pokrewne renessmekornik barwniki do tynkukornik Tynk zdjęciakorniki Koło Cieszynakornik ogrod dendrologicznyKórnik Zamek historiaKórnik NestorKórnik MieszkaniaKornik Zdjęciakorniki k Cieszynakornik - owad
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osw.keep.pl
  • renessme


    Karczmarka zaprowadziła A'Vquiraniela do pokoju. Było to pomieszczenie długości około dziesięciu stóp i szerokości ośmiu. Podłoga z desek, chyba sosnowych. Naprzeciw wejścia umocowano dwuczłonowe okno wychodzące prosto na ulicę. Obok niego stała stara szafa, w której najprawdopodobniej siedziały korniki. Po lewej stronie drzwi stało łóżko, a po prawej stronie, na wysokości około pięciu i pół stopy przymocowano półkę - chyba na bagaż. Khenit poleciał tam od razu, mówiąc- Miło, nawet dla mnie łóżko zrobili. A jaki fajny widok mamy - prosto na miasto! . A'Vq położył się na łóżku, mówiąc do siebie - "Nareszcie się wyśpię...".



    Jest to z pewnością mój ostatni post w tym wątku, gdyż dalsza polemika z kolegą Toto nie ma sensu - ergo - nie będę się znęcał nad pozostałymi forumowiczami.

    Nie wiem kim jesteś Toto, ale mijasz się z prawdą. Podstawowym jednak powodem, dla którego skończę niniejszą jałową dyskusję jest to, że Twoje wypowiedzi są kompletnie pozbawione tzw. merytorycznego kręgosłupa. Wściekle zadajesz ciosy na oślep, czepiając się pojedynczych słów wyrwanych z kontekstu.

    Niestety wciąż nic nie rozumiesz. Zarzucasz mi np (mało tego, cytujesz!), że w niewłaściwy sposób poinformowałem Cię o przenośni ("życie pisarza jest łatwe i przyjemne"). Cóż, w trzeciej klasie szkoły podstawowej uczą, że do tego w zupełności wystarczy cudzysłów. Co do Lema, Masłowskiej i GW. To już kompletnie nic nie kumasz. "Gazeta" UZNAJE np Lema (byłego zaciekłego komunistę), ponieważ wywodzi się wprost z propagandowych czerwonych mediów, a Masłowską wypromował niejaki tow. Pilch zwany pisarzem, którego popiera ta sama "Gazeta". Newsweek to również gazeta stronnicza i nic jej nie pomoże obco brzmiący tytuł. Łatwe zdobycie sławy, oraz przywilej umieszczenia w panteonie "biblioteki inteligenta" jest ściśle uzależnione od "barwy", oraz głębokości znalezienia się w d... szanownego towarzystwa. Talent nie ma tu nic do rzeczy, podobnie jak "twórczość" niejakiej Masłowskiej, czy nawet Pilcha do niniejszego forum. Nie mniej jednak jest to świetny przykład, ponieważ to, co raczyły z siebie wydalić wyżej wymienione jednostki, nie nadaje się nawet do powieszenia w kiblu. Wyrzucenie przez okno było by zbyt wielkim wyróżnieniem.
    Lem natomiast, pomimo swojej bolszewickiej przeszłości, jest świetnym pisarzem i naprawdę fakt popierania go przez kogokolwiek nie ma tu nic do rzeczy! Ignorowanie Masłowskiej jest efektem tego, że ona nie pisze, a wymiotuje. Mówiąc o "Gazecie" chciałem tylko powiedzieć o pewnych mechanizmach, które jak widać są dla niektórych zbyt skomplikowane. Mea culpa.

    Nobel? Tu się dopiero uśmiałem. Piszesz, że fakt nie przyjęcia Nobla przez kilku pisarzy nic nie zmienia. Otóż zmienia i to bardzo dużo. Odwraca o 180 stopni sens jej istnienia! Pomijając literacką nagrodę - Obecnie wytyczne fundatora spełniane są w około 45 procentach. Znaczenie mają osobiste sympatie komitetu. Nagrodę pokojową przyznano Henry'emu Kissingerowi oraz Le Duc Tho za zaprowadzenie pokoju w Wietnamie, choć pokój tam nigdy nie został zaprowadzony. Mahatma Ghandi natomiast był nominowany pięciokrotnie, ale się nie doczekał. Umarł. Tylko ten, za którym stoi silne lobby, ma możliwość znalezienia się wśród kandydatów i zdobycia wyróżnienia w kategorii literatury, fizyki, chemii, medycyny lub też zostania laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. To polityczne interesy ostatecznie decydują o wyborze laureatów, o tym, kto znajdzie się na bankiecie wybrańców w Sztokholmie. Nobla literackiego dostają najczęściej drugorzędni autorzy poprawni politycznie. Jeśli przypadkiem znajdzie się wśród nich dobry pisarz, jest to wyłącznie dziełem przypadku.

    Wreszcie kwestia "starej" polskiej fantastyki: Gdyby wydawcy pogrzebali trochę w klasyce właśnie (i nie mówię tu o Lemie), z pewnością dokopali by się do paru świetnych powieści i materiałów na jakieś parę grubych tomów opowiadań. Sęk w tym, że nikt się za to nie weźmie, bo boi się ryzyka. Jest kryzys, w pierwszym kwartale b.r. sprzedano o niemal 30 procent mniej książek, niż w ubiegłym, ludzie coraz mniej czytają, a książki są coraz droższe, bo wydawcy zachłysnęli się boomem, który rozpoczął się jakoś tak ze dwa lata temu i wywindowali ceny książek do granic absurdu.
    W tej sytuacji trudno się dziwić, że wydaje się tylko pewniaków. Jeszcze raz posłużę się odrażającym przykładem Masłowskiej: Jeśli by oceniać książkę pod kątem jakości literackiej i "czytalności", to Masłowskiej nie wydali by nawet pół egzemplarza. Ponieważ to pewne lobby zrobiło z niej "gwiazdę", stała się pewniakiem. Pomijając autorów, którzy są naprawdę świetni i potrafią się sami bronić, możliwość zaistnienia (powiem to po raz dwudziesty) na prawdę stała się zależna od wszystkiego, tylko nie od rzeczywistej wartości literatury.

    Jak zatem pisarze minionej epoki mają nie odchodzić w zapomnienie, skoro nikt nie chce ich wydawać, a stare książki pozżerały korniki? Że Lema nie zeżarły? Miał po prostu szczęście. Gdyby przestał być komunistą ze trzydzieści lat wcześniej, dziś znałoby go o połowę mniej ludzi.

    Jestem już zmęczony próbą wyjaśniania co miałem na myśli i próbą odpowiedzenia na pytanie zadane w tym wątku. Mam własne zdanie, ale próba zaprezentowania go na forum skończyła się źle, ponieważ jako nowy jego uczestnik odważyłem się pokazać skrajnie inny punkt widzenia. W efekcie (jak przewidziałem) zostałem ukamienowany. Jakże się cieszę...



    //Powieść humorystyczno-absurdalna//

    Boko siedział na parapecie swego okna. Piętami swych dwóch nóg wystukiwał o powierzchnie grzejnika jakąś tandetną melodyjkę. Jego myśli kłębiły się jak kłębiące się kłębki. Myślał o życiu, o ponadczasowej zagadce egzystencjalnej próżni, myślał a bo w jego pustych dżinsowych kieszeniach miał już pusto. Postanowił odwrócić bieg swojego nie biegnącego życia, swojego stojącego niczym stojak życia. Jednym niebanalnym ruchem głowy którą zakreślił azymut 180 stopni spojrzał na swoje mieszkanie. Boko nie wychodził z mieszkania, ponieważ miał w domu 10 klamek a natura przybrała go tylko w dwie ręce. Wzrokiem roztaczającym się po całym pokoju zaczął oplatać całe jego wyposażenie w poszukiwani miejsca spoczynku. I wtem jego oczom ukazało się łoże . Zdawało się zauważyć ze macha do niego swym lewym, nadgryzionym już przez setki korników rogiem. Boko nie mógł się mu oprzeć powąchał smak gestu jaki kierowało do niego łóżko. Wykonując kilka smętnych kroków, jak krokodyl wczołgał się do łóżka. Czuł się świetnie, jego już kilkukrotnie wyprana pościel z kory, sosnowej zdawała się wprowadzić go w stan kompletnej ekstazy. Rzucił uchem i usłyszał plusk jesiennego deszczu który niczym dzwoniący dzwon dzwonił o polichlorkowinylowe szyby. Roztropnym ruchem uniósł głowę by zobaczyć smak jesiennych kropel. Ujrzał jak nitki deszczu tną świat w poziome kraty. Boko tęsknił za słońcem, chciał znów poczuć jego zapach. Przymrużywszy oczy spuścił głowę w dół gdyż ku górze już nie mógł. Zdążył zanurzyć się w nurt pościeli gdy nagle usłyszał przeraźliwy jęk szczekania psów, to był dzwonek do drzwi. Zapomniał ze zmienił melodyjkę. Po trzecim przeraźliwym warkocie drzwi postanowił wydusić ze swej nagłośni ostanie dekagramy dźwięku.
    – Otwarte- wykrzykną patetycznym głosem ;
    Dzrwi zaskrzeczały jak mały skrzat przeciskający się przez otwór od wentylacji łazienkowej. Jego oczom ukazał się zarys ludzkiego człowieka, zarys niczym węglem wykonany, brunatnym ponieważ człowiek wyglądał na młodego. Jakże wielkie zdziwienie było Boko gdy zarys idąc wyszedł, a ów zarysem okazał się Lulek, stary druh Boko z drużyny harcerskiej. Zmierzał do Boko pewnym choć chwiejnym krokiem. Chwiejnym dlatego iż miał jedną nogę krótszą od drugiej bądź też drugą krótsza od jednej. Nogę skróciła mu maszyna do plasterkowania sera podczas krajania ów sera. Lulek przemierzając bezkresne metry kwadratowe domu Boko, żwawym krokiem zmierzał do zaścielonej kanapy Boko. Gdy był już w odległości trzech palców wykrzyknął z pietyzmem:
    -Boko, mam interes
    -Jaki? – Odparł Boko.
    -Otóż taki – rzekł Lulek – Jutro o godzinie 6.45 do sklepu „Oszołaon” przybyła dostawa serka topionego z szynką – podkreślił.
    I tu Boko przerwał. Miał zapytanie.
    -O 6.45, to tak wcześnie to tylko ludzie z radia wstają, chyba się nie umyłeś dziś – odparł zaniepokojony gdyż wyznawał zasadę „do południa budzikom śmierć”.
    Lulek nie oszczędzając wzroku spojrzał wzrokiem na Boko. Boko zaniepokojony wykrzyknął:
    -Co się tak na mnie patrzysz jak komornik na szafę, a co to w ogóle za topiony interes serkowy.
    -A no otóż, zwiniemy tonę serka topionego i tak po pierwsze: jest konkurs na tych serach można wygrać sprzęt AGD...
    Tu przerwał mu Boko po raz kolejny a konkretnie drugi:
    - A na co mi gary, zmywarki i inne cuda wianki do kuchni;
    Lulek popadł w chwilową zadumę, jego zwoje nerwowe w mózgu zaczęły łączyć się w nowe połączenia, impulsy przepływały coraz szybciej, pomyślał – Tak on ma racje na co mu AGD jak on nawet nawet piecze ręcznie a nie w piekarniku. Z pietyzmem wykrzyknął:
    - To ja zabiorę sprzęt AGD, i to mam już z głowy.
    -A co dalej z tym planem- odparł znużony już jego opowieściami Boko;
    -Otóż po drugie rozdzielimy serek od szynki i wreszcie po trzecie sprzedamy serek topiony o smaku szynki oraz szynkę o smaku serka topionego. Taka kasa- wykrzykną wymachując ręką z zachodu na wschód a wysokości swego pomarszczonego od zmarszczek czoła.
    Boko energicznym ruchem zsiadł z łóżka gdyż wcześniej na nim leżał. Rzekł:
    -To dobre, ty to będzie dobre, tego jeszcze nie było;
    Rozentuzjazmowany Boko położył głowę na podgłówku i zaczął intensywnie wiązać neurony w swej mózgoczaszce. Gdy połączył już wszystkie powiedział:
    -To kiedy ruszamy;
    Lulek odpowiedział bez chwili wahania, ponieważ nie był on człowiekiem wahliwym tak zwanym wahaczem.
    -To jedziem- odparł Boko używając słowa zaczerpniętego żywcem z nowomowy wiejskiej.
    Ruszyli. Boko niczym ociężały klusek wyczołgał jedną nogę z pod pierzyny poczym również zmusił drugą, aby wypełzła niczym płaz wijący się po bezkresnych preriach ameryki północnej. Poczym swej dwie wcześniej wyczołgane nogi skierował ku średniej wielkości otworom tak zwanym nogawicom w których kłębiących się ciemnościach zdawało się zauważyć zakrzywiającą się rzeczywistość. Gdy przystroił się już wszem i wobec wraz z Lulkiem przysadzistymi krokami udali się do auta Lulka. Był to piękny model dolnozaworowego, przegubowego auta marki „Chrząszcz”. tutajpoczkategori

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zabaxxx26.xlx.pl