| Sorki ze nie na temat ale ciekawi mnie co to jest "kamien cukrowy"
| ?Wikipedia milczy na ten temat.
Bo to historia.
Chodzi o beton rodzynkowy.
Kamienie jak rodzynki w cieście.
:)
ze beton rodzynkowy to sie zgadza
ale 'kamien cukrowy' to odpad z cukrowni po kampani cukrowniczej
:)
buraki zbierane sa z pola kombajnami
z pryzm tez ladowane sa kombajnami i pomiedzy burakami wiele kamieni trafia
do cukrowni
:)
mozna to pozniej tanio kupic
:)
oprofcz wszystkiego co powiedziano o betonie rodzynkowym
te kamienie w cyklu technologicznym sa pokryte wapnem defekacyjnym
:)
potrzeba lat aby deszcze to splukaly z kamieni
wiec chocby dlatego nie nadaja sie do betonu
:)
z pozdrwieniami i usmiechami
Rawa Ruska - swit landschaftem podszyty: granat, purpura, zloto. Wracam
tu jesienia, ktora obnaza ziemie. Widze wiecej niz szczelnym latem -
przydrozne zaslony krzewow zgubily liscie i odslonily pola - uprawiane.
Troche burakow, kartofli, juz po wykopkach. Wiecej krow, piekne konie.
Pozniej naczelnik buskiego terytorialnego centrum domow opieki
spolecznej powie mi z duma, ze on (czyli centrum) ma 30 hektarowe
gospodarstwo, a na pytanie jaka pomoc jest najpilniejsza dla jego
pensjonariuszy - odpowie bez zastanowienia, ze ... kombajn. Ale to
pozniej, to pojutrze. Dotarlam do Lwowa zbyt poznym rankiem, wiec
prysznic dopiero wieczorem. Pomstuje na brud (czy moze byc jeszcze
gorzej? - tak), jutro niebo zaplacze rzewnie nad urna wyborcza i bedzie
bloto. Co wyroznia z tlumu obcych - np. czyste buty. Wraca mysl o
zamierzonej polityce wobec Zachodniej - organizowanie niedostatku wody
(usankcjonowane przez historie i geografie). I jeszcze - o nie bez
powodu taniej wodce - 'Jak cudowne sa syntetyzujace wlasciwosci wodki'
pisal Besancon o towarze numer jeden w Rosji Sowieckiej 'krolestwie
wodczanej uludy' (notuje: sprawdzic dochody panstwa - akcyza, produkcja,
zbyt). Sobota, niedziela wieczorem - niezmiennie mnostwo pijanej
mlodziezy, w nocnym sklepie 13 latek kupuje bez przeszkod piwo i
papierosy, mozna pic jawnie nawet na Prospekcie Sowbody (jest jeszcze
jasno), horylka pod drzewem, panie i panowie, i na pomniku Szewczenki
tez mozna - wysoko, wysoko. Chociaz czas wyborow nie widze milicji. W
niedziele kilku zolnierzy w niebieskich beretach robi sobie pamiatkowa
fotografie na schodach cerkwii. Jeden woz milicujny zaparkowany przed
siedziba lwowskiego sztabu wyborczego Janukowycza czyli na tylach
budunku Departamentu MSW, vis a vis uniwersytetu i pomnika Franki. Nie
jest pomaranczowo - najczesciej niesmiale szczegoly, ladne nogi w
jaskrawych rajstopach, apaszka, mlodzi ludzie, ale rzadko. Do urn po
cerkwii. Tlok w lokalu wyborczym. Ochroniarz wpuszcza po cztery osoby.
Poznym wieczorem, bladzac w ulewnym deszczu jakims cudem trafiam pod
przeszklona sciane (sic!) lokalu wyborczego - garstka ludzi obserwuje
liczenie glosow, moze 10 osob (wczesniej 'na miescie' ogloszenia-apele o
monitorowaniu liczenia glosow - 'Przyjdzcie pod Wasze lokale o 22 g...);
jestem wsciekla - zapomnialam dodatkowego filmu, taki dowod
transparentnych cudow przechodzi do historii... A tego dnia rankiem na
Lesi Ukrainki, w drodze na kawe, natykam sie na vlepkarza z Pory, troche
przestraszony pozuje do zdjecia - rozstajemy sie usciskiem dloni (oprocz
pieknego wydania 'Kobzara' Szczewczenki i chleba z ostrivskiego pieca, z
tego wlasnie spotkania wywoze najcenniejsze 'trofeum' - bandame Pory i 3
vlepki). Estetyka kampanii w centrum - wlasciwie samizdatowa - na
rynnach, skrzynkach, plotach, nie liczac plakatu Juszczenki (Janukowycza
nie widze wcale). Jade do Ostrowa i Buska - jest mozliwosc spotkania z
naczalstwem domu starcow w poniedzialek. Pan Dyrektor przyjmuje w
gabinecie mieszczacym sie w zaadoptowanym na biuro budynku po kotlowni -
w bezpiecznej dla zmyslu powonienia odleglosci od domu staruszkow. Ma
urodziny, ja mam bombonierke. Jest wodka, wedliny wlasnego wyrobu i
pomaranczowa ikra wielkosci zielonego groszku, blyskawicznie podana
przez sekretariat na duzy konferencyjny stol, jest pamiatkowe zdjecie.
Preferencje wyborcze: jestem na panstwowej posadzie - kieliszeczek -
bylem obserwatorem - kieliszeczek - wstrzymalem sie od glosu - smiech.
Pensja 100 dolarow, sluzbowe auto, 105 podwladnych, 1500 pensjonariuszy
w buskim rejonie. Plony z gospodarstwa (pola, swiniaki, krowy, konie) sa
dzielone rowniez na okoliczna biedote. Niby jest sie czym chwalic. Ale
wiem, ze te gorzka wodke musze przelknac, bo to jest osobista
obietnica... Wracam. Polityczne debaty, rozmowy, pojedynki: w marszutce
Krasne-Lwow - 'my wsje moskalyty', w Ostrovie, malutkiej wsi gdzie
dostaje ulotki proJu - 'my wsje slowianie' (jutro beda pic tak czy
siak), pod Szewczenka - 'my wsje Ukraincy'. To - w ciasnym kregu
staruszkow z 'harna' akordeonistka posrodku, wsrod cudownego koncertu
piesni patriotycznych i ludowych, ktore ponoc sa tradycja; dzis
wieczorem dla okrasy gdzieniegdzie unosi sie zolto-niebieska
choragiewka, pomaranczowa chusteczka. A ja mysle niepoprawnie - ilu z
nich, teraz usmiechem odpowiadajacych na prosbe po polsku, kiedys,
dawno, nie tak dawno przeciez i nie tak daleko stad .... dosc. Nazajutrz
w Ostrowie znow zbyt malo czasu, na wilgotnym, wcale nie odswietnym,
cmentarzu grupki, okazja do spotkania, ale zupelnie to rozne od polskich
obyczajow - sasiedzko, nie calymi rodzinami, troche plotek, w
'miedzyczasie' i glosy przyciszone - 'to ta polaczka' .... Z majatku
Zebrackich ocalala jedynie murowana, wysoka stodola, z alei kasztanow -
dwa, ale jest dom, o ktorym mowila babcia. I jest Maniuska Kurnicka,
ktora zaczepia mnie na drodze - z pozdrowieniami dla Genki, 'chodzilysmy
razem do szkoly' (po powrocie juz - babcia nie moze uwierzyc, placze do
telefonu). Ide droga, ktora chodzily do szkoly w Krasnem. Byly cztery i
zbieraly sie od konca wsi po kolei - od Maniuski, ktora mieszkala az
przy Bugu, daleko za cerkwia do Genki, przy krzyzu. U Marysi za dwa
tygodnie wesele wnuka - w restauracji, w miescie, ale ponoc jeszcze
kilka lat temu - we wsi na skrzyzowaniu drog rozstawiano trzy rzedy law
pod ogromnym namiotem - i dwiescie osob swietowalo, a przy okazji cala
wies. Jutro 'male wesele' - spotkanie rodzicow, nowe firanki, bielenie
scian, pieczenie, gotowanie. Ojciec mlodego sprzedal samochod.
Wracam do Lwowa. Tym razem musze cos przywiezc - no wiec nie obedzie sie
bez medovej, suszonych ryb (dziadek wycenil zdjecie na 5 hr; wczoraj
wlascicielka ceratowego stoiska z nacjonal-lekturami i roznosciami bez
wkupnego pozwolila sfotografowac biografie Bandery na tle polskich,
ukrainskich i unijnych choragiewek...) i muzyki.
Rozmowy wyjsciowe z kom. byly zablokowane od soboty do poniedzialku, ale
internet dzialal. O wyborach w tv nie pisze, moze tylko, ze: pierwsza
konferencja CKW opozniala sie od g. 22 do 24; krotko po osmej chyba, pod
budynek CKW zajechalo 60 autobusow (bez oznaczen specjalnych, niektore z
napisem 'szkolny') z omonowcami; Kuczma w wypowiedzi po oddaniu glosu
mowil po rosyjsku... Dopisuje w notesie - pojechac na Wschodnia.
No i kaktusowa u Katii, Wasyla i Marty, ktorej imie zaczyna sie na R -
pozdrawiam.
--
syla
_____________
'ichaw, ichaw
kozak mistom ...'