Widzialem takich fachmanow co kupowali ciezarowki,tez zostaly fachowo skopane
przednie kola.Byl to olbrzymi Volvo F12 ciagnik.Mala stopa no nie wiem moze
chodzilo im o dzwieki jakie wyda opona,faktycznie wyladowanie strresu i
gest "fachmana".Ten sam efekt zaobserwowalem u kupujacych nowy
traktor,uzywany "kombajn".Tak jak koledzy mowia wszyscy kopia rowno i sie
rozladowuja.
Pzdr.Michal
P.S ciekawe jak sie kupuje uzywany parowoz czy tez wypada kopnac w kolko.
Ekspresówka dla kombajnów ;-(
emes-nju napisał:
"gierkowka. Do trasy, z zalozenia, szybkiego ruchu dolaczaja sie drogi roznych
kategorii, wyjazdy z pola, wyjazdy z posesji, dukty lesne itd. W normalnym
swiecie nikt nie zrobilby takiej drogi, droga ekspresowa. A u nas tak! W
normalnym swiecie obok tego typu drogi bylaby lokalna drozynka (niekoniecznie
asfaltowa) sluzaca do lokalnego, glownie rolniczego ruchu. A u nas traktory,
kombajny itd. spokojnie wyjezdzaja i przejezdzaja przez droge, po ktorej mozna
jechac 100 km/h! Co robi wiec urzednik, zeby nie bylo na niego? Stawia
ograniczenia co 500 m. Doskonale zdaje sobie sprawe, ze NIKT nie bedzie sie do
nich stosowal (z policja na czele)! Ale jak dojdzie do wypadku winien bedzie
ZAWSZE kierowca. Bo przekroczyl predkosc! I ten sposob myslenia o drogach NIC
nie zmienil sie od czasu wydania ksiazki Fedorowicza!"
Zgadzam się w pełni.
Parę lat temu w Norwegii nie spotkałem wielu autostrad, na powszechnie
używanych gładkich, jednojezdniowych drogach było ograniczenie do 80/h.
Zdziwiłem się, gdy okazało się, że średnia prędkość na takiej drodze jest
zbliżona do 80 a nie 60 jak byłoby u nas.
Te drogi prawie nigdy nie krzyżowały się z ruchem lokalnym - widziałem traktory
pomykające asfaltem za drzewami w odległości ok. 100 m od głównej drogi.
Poza tym 99% kierowców na głównej drodze jechało stale 80-90/h i nie spotykało
się zawalidrogi kołyszącego się czterdziestką ani pędziwiatra wyhamowującego z
piskiem opon przed naszym nosem.
Ale wracając do polskich realiów - skoro urzędnicy nie potrafią/nie chcą zdobyć
funduszy na budowę dróg do ruchu lokalnego, jedynym rozwiązaniem jest
wprowadzenie ograniczeń prędkości na głównej drodze w miejscach niebezpiecznych.
A że wydaje się, że nikt nie potrafi obliczyć bilansu zysków i strat jakie idą
za utrzymywaniem kolizyjnego systemu - koszty materialne, społeczne (koszty
medyczne, renty, odszkodowania, rehabilitacja, utrata zdrowia w wieku
produkcyjnym) - więc nikt nie potrafi ocenić, że to jedyne rozwiązanie nie jest
rozwiązaniem najlepszym.
A nam pozostaje na razie ratowanie siebie i naszych najbliższych - nie tylko
poprzez hiperostrożne korzystanie z dróg, ale także przez nękanie lokalnej
waadzy, by ruszyła mózgownicą i zaczęła rozwiązywać zgłaszane problemy pod
groźbą odklejenia waadzowej doopy od wygodnego stołka.
Pozdrawiam,
Mejson