Mobilis jest wogóle fajny - niedługo zatrudni panie...
Drogie Panie, proszę za kółko
Jak podaje lokalna gazeta, "Informator Tygodniowy Skierniewic" z dnia 9 maja, do Powiatowego Urzędu Pracy w Skierniewicach zgłosiła się podwarszawska firma Mobilis, poszukująca kierowców do autobusów miejskich. Firma wygrała przetarg na organizację obsługi kilku linii autobusowych w Warszawie na okres 10 lat. Wypuści na ulice Warszawy nowoczesne autobusy, łatwe w obsłudze, dlatego swoją ofertę kieruje głównie do skierniewiczanek. Jedynym warunkiem jest posiadanie prawa jazdy kategorii B. Firma postawiła na panie, bo "są miłe, wiarygodne i jeżdżą bezpieczniej od panów". Na zatrudnienie może liczyć około 20 osób. Zakwalifikowane osoby odbędą specjalny kurs i być może już w drugiej połowie roku będą woziły warszawiaków miejskimi autobusami. Jeśli nie zgłosi się wystarczająca ilość pań, firma skieruje swoją ofertę do panów, ale ci będą musieli mieć co najmniej kategorię C.
Firma poszukiwała również kierowców w Rawie Mazowieckiej, mimo że miasto to nie ma żadnego związku z komunikacją miejską - poza autobusami PKS ze Skierniewic i koleją wąskotorową Rogów - Biała Rawska nie ma tam komunikacji publicznej. Początkowo zgłosiło się 50 osób. Ostatecznie w szkoleniu opłacanym przez firmę bierze udział około 20 osób, w tym 4 rawianki. Rawianie będą dowożeni do pracy specjalnym autokarem. Mieli podjąć pracę już 15 maja, ale termin przesunięto na 1 czerwca. Ta data też wydaje się mało realna, bo kursanci zaczęli dopiero jazdę, a jeszcze czekają ich psychotesty - odebranie takowych trwa 2 miesiące. Wszystkich czeka jeszcze egzamin wewnętrzny w Skierniewicach. Rawianie mogą się nie obawiać, że nie zostaną zatrudnieni, bo Powiatowy Urząd Pracy będzie dopłacał do każdego zatrudnionego 400 zł VAT przez pierwsze 6 miesięcy pracy, a to jest dosyć korzystne dla firmy. Firma szuka też chętnych w innych miastach, między innymi w Żyrardowie, gdzie wstępnie zgłosiło się 15 pań.
Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem! Panie będą stanowiły nie lada atrakcję (...). Liczymy również na to, że panie rzeczywiście okażą się milsze od panów.
Witold Urbanowicz
Internet w kratkę
Tomasz Grynkiewicz, Przemysław Poznański
2008-11-02, ostatnia aktualizacja 2008-11-02 20:21
W miastach coraz opularniejsze stają się tzw. sieci kratowe. Nie dość, że ozwalają na wdrażanie nowoczesnych systemów monitoringu, to wisienką na torcie jest darmowy internet
- Takich rojektów na świecie zrealizowano już kilka tysięcy - mówi Dariusz Górecki z BT Global Services. Brytyjski gigant telekomunikacyjny chce sieci kratowe (WiFi Mesh) zaproponować u nas. - Rozmawiamy z kilkoma miastami o wdrożeniu technologii WiFi Mesh, która ozwoli m.in. na zaoferowanie mieszkańcom darmowego dostępu do internetu - mówi Górecki. Chodzi o tzw. internet socjalny o rędkości do 128 kb/s. Górecki nie zdradza, z którymi miastami rozmawia. Mówi jedynie, że są to niewielkie miasta z woj. mazowieckiego, zachodniopomorskiego i kujawskopomorskiego mające o 25-30 tys. mieszkańców.
Na czym olega idea WiFi Mesh? Upraszczając - sieć kratowa składa się z wielu nadajników rzesyłających między sobą dane drogą radiową (między sobą komunikują się w aśmie 5,6 GHz, z komputerami użytkowników - w aśmie 2,4 GHz). Tylko niektóre z nich są bezpośrednio odpięte do internetu kablem, reszta służy jako rzekaźniki. Gdy użytkownik chce np. zajrzeć na stronę www.wyborcza. l, jego rośba z akietem danych trafia do najbliższego nadajnika, stamtąd do kolejnego, aż dotrze do miejsca, w którym sieć kratowa łączy się bezpośrednio z internetem. Przy czym sieć sama sprawdza, jaką drogą dane najszybciej dotrą do użytkownika i z owrotem.
- Gdy jeden z rzekaźników się zepsuje, sieć sama znajdzie najkrótszą drogę do kolejnego. Z tego unktu widzenia ta technologia jest bardzo rzydatna w miastach - mówi Magda Borowik, analityk telekomunikacyjny IDC Polska.
Odpada rzy tym otrzeba budowania masztów. Bo nadajniki można instalować na dachach budynków, słupach oświetleniowych czy energetycznych.
W Polsce na inwestycje w sieci kratowe zdecydował się np. Poznań - dzięki temu wokół Starego Rynku każdy może za darmo ołączyć się z internetem. Choć musi się ogodzić z ograniczeniami - rędkość jest ograniczona do 100 kb/s, czas surfowania - do dwóch godzin. Podobnie jest na krakowskim rynku i na części ulicy Piotrkowskiej w Łodzi.
W tym ostatnim rzypadku ograniczeń jednak nie ma. - Traktujemy tę usługę jako ilotaż, głównie na otrzeby romocji miasta, dla turystów - mówi Jan Czajkowski, dyrektor biura informatyki w łódzkim urzędzie. Dodaje, że na zbudowanie sieci miasto wydało ok. 100 tys. zł, a w rzyszłym roku chce darmowego hotspota rozszerzyć na całą Piotrkowską i kilka innych miejsc.
Nasi rozmówcy odkreślają jednak, że to tylko wisienka na torcie.
- Jeśli miasto inwestuje w sieć kratową wyłącznie o to, by stworzyć bezpłatną sieć internetową dla mieszkańców, konkurencyjną wobec komercyjnych operatorów, to nie jest to optymalne inwestowanie ieniędzy odatnika - uważa Piotr Skirski, szef zespołu zajmującego się w Cisco rojektami dla samorządów i edukacji. Choć zaraz dodaje, że nie ma nic rzeciwko temu, by za ośrednictwem takich sieci, w miastach - zwłaszcza w tych najbardziej odwiedzanych rzez turystów miejscach - owstawały darmowe hotspoty. - Ale to tylko dodatek. Spośród możliwości, jakie dają sieci kratowe, dostęp do internetu jest tak naprawdę najmniej istotną usługą - mówi Skirski.
Jego zdaniem doskonale okazują to doświadczenia amerykańskie czy brytyjskie, gdzie o bezpłatnym internecie - w kontekście sieci kratowych - nie mówi się rawie wcale. Za to dużo o oprawie bezpieczeństwa.
Np. w londyńskiej dzielnicy Westminster w systemie monitoringu opartym na sieci bezprzewodowej działa 150 kamer.
Jak mówi Skirski, dzięki zastosowaniu WiFi Mesh cały rojekt kosztował 1,2 mln funtów. Wcześniej, rzy takiej samej kwocie można było odłączyć zaledwie 33 kamery. Efekty? Już w trakcie ilotażu w ciągu miesiąca wystawiono kilka tysięcy mandatów za złe arkowanie. W niektórych miejscach, rzy ubach, w sieciach kratowych działają też czujniki, które sprawdzają, czy właściciele lokali zbytnio nie hałasują.
Z tym, że internet to tylko wartość dodana, zgadza się też Dariusz Górecki z BT. - Dzięki sieciom kratowym kamery monitoringu ulic można rzenosić z miejsca na miejsce, można wdrożyć monitoring ojazdów komunikacji miejskiej i taksówek - mówi. - Najczęściej takie rozwiązanie jest stosowane w Stanach Zjednoczonych, gdzie raktycznie w każdym mieście taksówki i autobusy wyposażone są w kamery internetowe - dodaje. Jednym z zastosowań są również darmowe ołączenia telefoniczne VoIP dla służb miejskich w obrębie sieci.
Czy w Polsce miasta będą tym zainteresowane?
- Na ewno taka sieć stwarza wiele możliwości, będziemy je analizowali - mówi Czajkowski.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Trafiłem na tę boską stronę: [url=http://www.strazmiejska.to. l/viewtopic. hp?t=23]Nietypowe interwencje Straży Miejskiej[/url], gdzie znalazłem m. in. ten wpis:
Zgłoszenie o "śpiącym inaczej" na rzystanku komunikacji miejskiej. Podjeżdża atrol i kulturalnie zaczyna akować delikwenta do 3-klasy. Nagle z tłumu wychodzi babeczka i bardzo rosi, zeby faceta nie odstawiać na Izbe, bo to jej mąż. Strażnicy godza się i zabierają gościa w 3-klasie oraz babeczkę w 2 i jada od wskazany adres. Na miejscu babeczka otwiera drzwi i ędzi na 2 ietro, żeby otworzyc mieszkanie. Strażnicy w tym czasie męczą się z gościem na ciasnej klatce schodowej (totalny zgon). Juz w drzwiach mieszkania babeczka rosi nagle o "podniesienie" głowy delikwenta, rzypatruje mu się i rzerażona stwierdza...że to nie jejst jej ślubny Ubawu mieliśmy o achy Ciekawe, co by było, jeśliby straznicy wprowadziliby delikwenta do łóżka i sobie ojechali...a rawowity ślubny wróciłby do domu
Kolejny kwiatek do kolekcji. Sytuacja miała miejsce ładnych arę lat temu.
Dyżurny âÂÂPodjedź na Wielką. Dzwoniła jakaś starsza Pani z informacją, że tak nie może zejść z drzewaâ (?????!!!!!). Jedziemy na miejsce. Rosła tam zaje.... wysoka topola. Pod nią 80 letnia babcia w okularach na nosie i kilku ciekawskich rzechodniów. Na ytanie o co chodzi babcia okazuje kawałek czarnej folii, trzepoczący na wietrze w koronie drzewa, 30m metrów nad ziemią, wmawiając nam jednocześnie, że to jakiś chory taszek. Cyrk !
Jeśli chodzi o interwencje z takami, to zbliża się dla nas gorący okres. Kaczki mają młode, które rzeprowadzają z miejsc lęgowych nad wodę (najczęsciej do fosy w centrum miasta). Często róbuja rzejść rzez ruchliwe ulice. Praktycznie codziennie będziemy odbierać tego typu zgłoszenia. Oczywiście jeździmy z klatką, żeby stworzenia wyłapać. Pół biedy, jak się uda. Gorzej, jeśli matka ucieknie i zostawi młode, co już nie raz się zdarzało.
Osobiście miałem rzyjemność wyłapywać kaczą rodzinę w samo ołudnie w okolicach Galerii Dominikańskiej (ci którzy byli we Wrocławiu na ewno skojarzą to miejsce, a tych którzy nie byli informuję, że jest to jedno z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w centrum miasta). Akcja miała miejsce na oczach setek gapiów i oczywiście rasy. Gdyby moja raca miała olegać tylko na takich zadaniach, to chyba wolałbym zamiatać ulice. Przewstałem opowiadac o tego typu akcjach żonie, bo za każdym razem się ze mnie smiała. Ludzie uważają, że jesteśmy od wszystkiego, a my niestety często sami ich w tym rzekonaniu utwierdzamy.
Około 6 - 7 lat temu ktoś zgłosił do Prezydenta. że na centralnym reprezentacyjnym lacu miasta na drzewie siedzi kot. Zgłaszająca twierdziła że biedaczek siedzi tam już kilka dni i nie schodzi. Prezydent wykonał telefon do 001 i chyba do redakcji lokalnego dziennika. Na miejscu zjawił się 001, ściągnął rawie wszystkie atrole z Centrum i zaczęliśmy oszukiwania na którym drzewie kotek siedzi. Trwało to trochę bo drzew jest dużo na lacu. W końcu jeden ze strażników zauważył wysoko na drzewie siedzącego kotka. Szybka decyzja - wzywać Straż Pożarną z drabiną zadecydował 001. Zagęszczenie mundurów spowodowało ojawienie się wielu gapiów, rzypadkowaych rzechodniów i reporterów. Wygrodziliśmy teren taśmami i o kilku minutach rzyjachała Straż na kogutach z drabiną. Ustawili się i wysuwają drabiną w kierunku kotka. Na drabinę wskoczył dzielnie strażak i zaczął owoli zbliżać się do kotka jakieś 10 - 12 metrów nad ziemią. Jak był już całkiem blisko - na wyciągnięcie ręki kotek zrobił garba , arsknął i rzeskoczył na gałąź sąsiedniego drzewa . Stamtąd ekspresem zszedł o niu na ziemię i uciekł na oczach kilkudziesięciu gapiów, którzy gruchnęli śmiechem jak jeden mąż. My też długo otem śmialiśmy się z akcji na kotka.