Dot.: historia sztuki, archtektura i urbanistyka
Cytat:
Napisane przez Jioanna
(Wiadomość 13160232)
Myślę, że zależy też dużo od predyspozycji plastycznych. Nie wystarczy lubić "rysować" :) Dopytywałam się oczywiście i wiele osób mi mówiło, aby nie być przerażonym widząc tłumy ludzi na egzaminie, bo naprawdę nie jest się na straconej pozycji. Jeżeli ktoś czuję się pewnie i zdaję sobie sprawę, że umie się rysować to trzeba wierzyć, że się uda.
No tak, rok, ale matematyka towarzyszy potem cały czas przy tworzeniu projektów.
No w Krakowie to akurat dużo zależy od tego gdzie chodziłaś na kurs (czytaj do którego z prowadzących zajęcia na architekturze... Im wyżej postawiony tym lepiej). Niestety, ale korupcja tam kwitnie.
Z tą matmą to nie prawda, bo na jakim poziomie musi umieć ją architekt? Dodawanie, odejmowanie, obliczanie pola i objętości. Matma jako matma nie jest bardzo używana. Bardziej wykorzystuje się ja w mechanice budowli, ale to też nie w jakimś dużym stopniu.
Gdańskie wieże niezgody
Amerykański deweloper dostał od miasta pozwolenie na budowę Quattro Towers we Wrzeszczu. Mieszkańcy: - Podejrzewamy łamanie prawa, prosiliśmy o pomoc wszystkie możliwe instytucje, nikt nas nie słucha
Dwa lata trwa już batalia mieszkańców Wrzeszcza z gdańskim magistratem i firmą Hines. Przy ul. Partyzantów - w miejscu, gdzie kiedyś były centra handlowe Sukces i Sukces Bis - Amerykanie chcą postawić cztery 17-piętrowe wieżowce. Inwestycja nie podoba się części mieszkańców dzielnicy, którzy zrzeszyli się w trzech komitetach obywatelskich.
Ich zdaniem wieżowce: - zaburzą architekturę dzielnicy, w której dominują stylowe kamienice i wille z przełomu XIX i XX w.; - spowodują wielkie utrudnienia komunikacyjne wokół Manhattanu; - mogą doprowadzić do osiadania, a nawet zawalenia się pobliskich budynków.
To nie wszystko. - Przy planowaniu inwestycji złamano szereg przepisów m.in. prawa budowlanego i unijne dyrektywy - mówi prof. Wiktor Wasiluk, mieszkaniec Wrzeszcza. - Wykryliśmy, że w swoim projekcie inwestor przekroczył szerokość budynków o ponad 5 metrów, w stosunku do tego, na co pozwoliło miasto w warunkach zabudowy. W ten sposób na każdym piętrze, w każdym z czterech budynków, zyskałby dodatkową powierzchnię 170 m kw. I choć tłumaczył, że to był błąd, mamy co do tego poważne wątpliwości.
W protest wrzeszczańskich stowarzyszeń zaangażował się prof. Andrzej Baranowski, były dziekan wydziału architektury Politechniki Gdańskiej. Ostro skrytykował przygotowaną przez grupę architektów, na zlecenie Urzędu Miasta, analizę, która stała się podstawą do wydania inwestorowi decyzji o warunkach zabudowy. W swej opinii profesor napisał, że decyzja urzędników "została wyraziście spreparowana pod inwestora przy pomocy "analizy"". Zarzucił architektom "złamanie zasad bezstronności i obiektywizmu" oraz nierzetelność zawodową. Baranowski podkreślił, że architekci nie liczyli się ze zdaniem mieszkańców. Dopuszczając 17 pięter wież, wskazywali na stojący w sąsiedztwie podobnej wysokości wieżowiec (popularny Olimp), nie wzięli zaś pod uwagę, że zdecydowana większość budynków w dzielnicy jest dużo niższa.
Mieszkańcy próbowali zainteresować inwestycją kogo się da. Wysłali pismo do prokuratury, ale dostali tylko odpowiedź z wykładnią przepisów prawa budowlanego. Powiadomili CBA i minister Julię Piterę, wreszcie - napisali do amerykańskiego właściciela firmy Geralda Hinesa - bez odpowiedzi. W biurze rzecznika praw obywatelskich polecono im kontakt z posłami i mediami. Poszli więc do gdańskich posłów.
- Bogdan Lis poświęcił nam dużo czasu, ale nic nie zrobił - opowiada Wasiluk. - Jacek Kurski nie znalazł dla nas czasu, pani z jego biura powiedziała nam, że najlepiej pójść do "Nie" Jerzego Urbana, podała nawet numer do dziennikarza tygodnika. Najbardziej pomógł nam poseł Jarosław Wałęsa, który wysłał w sprawie kilka pism.
Protestujący "zaskarżyli" wydane przez gminę pozwolenie na budowę do wojewody i wojewódzkiego sądu administracyjnego. Zarzucili inwestorowi brak raportu o wpływie inwestycji na środowisko, uzgodnień dotyczących uzbrojenia terenu i skomunikowania inwestycji. Na odpowiedź wojewody czekają. WSA zaś wyznaczył termin pierwszej rozprawy na 25 marca.
Wojciech Rumian, dyrektor ds. inwestycji firmy Hines: - Spełniliśmy wszystkie warunki narzucone przez miasto, mamy pozytywne decyzje samorządowego kolegium odwoławczego i pozwolenie na budowę. Spotykaliśmy się też z mieszkańcami, uwzględniliśmy w projekcie wiele ich uwag. Jest jednak grupa ludzi, której te wieżowce się po prostu nie podobają i robi wszystko, żeby zablokować budowę. Nie mają już argumentów, to sugerują naszą nieuczciwość i korupcję, co jest totalną bzdurą.
- Jeśli inwestor spełni warunki narzucone przez miasto, to mamy obowiązek wydać mu pozwolenie na budowę, tak mówi prawo - stwierdza Andrzej Duch, dyrektor wydziału urbanistyki Urzędu Miasta w Gdańsku. - Przy każdej nowej inwestycji w mieście pojawia się grupa ludzi niezadowolonych. Ta inwestycja jest dla całego miasta korzystna - daje miejsca pracy i nowe mieszkania. Wrzeszcz to dzisiaj centrum handlowo-biznesowe Gdańska, a nie jak przed stu laty - dzielnica willowa, jeśli nie tutaj stawiać wysokie budynki, to gdzie?
Czy rozprawa przed sądem będzie dla protestujących przełomem w walce z czterema wieżami? Do czasu zakończenia sprawy Hines pewnie wstrzyma się z ich budową.
Znowu ci paskudni mieszkańcy...
Cztery główne areny piłkarskich mistrzostw Europy mają kosztować około 3 mld zł. Najwięcej, około 1,25 mld zł, pochłonie warszawskie Narodowe Centrum Sportu w miejscu dzisiejszego Stadionu Dziesięciolecia.
Zobacz powiekszenie
Stadion Narodowy w Warszawie na zamówienie Centralnego Ośrodka Sportu wg. projektu FBT - Pracownia Architektury i Urbanistyki
Planowane mecze EURO 2012: mecz otwarcia, grupowe, ćwierćfinał i półfinał Pojemność: 70 000
Otwarcie planowane w 2009 r. Jak będzie w rzeczywistości
ZOBACZ TAKŻE
* Aumiller: projekty pomogą w realizacji inwestycji Euro 2012 (26-06-07, 15:48)
* Euro 2012: więźniowie będą budować drogi i stadiony (21-06-07, 16:34)
* Na Euro 2012 brakuje 41 tys. pokoi hotelowych (13-06-07, 09:27)
* Jak rząd zamierza rozegrać organizację Euro 2012 (30-05-07, 02:00)
RAPORTY
* Euro 2012: Co da naszej gospodarce?
- Polskie areny EURO 2012 wybudujemy bez funduszy unijnych. Co do tego jest w ministerstwie zgoda - przyznaje Anna Siejda, dyrektor Departamentu Wdrażania Programów Rozwoju Regionalnego w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.
Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, uważa, że prywatny biznes też raczej groszem nie sypnie.
Symptomatyczny jest przykład stadionu Wembley, którego budowa w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP) trwała pięć lat od momentu podjęcia decyzji. A przecież Anglicy są specjalistami od PPP - 15 proc. tamtejszych inwestycji infrastrukturalnych powstaje właśnie w ten sposób. W Polsce takich projektów jest jak na lekarstwo, sportowych nie ma wcale.
- Jestem niemal pewny, że te obiekty powstaną wyłącznie z pieniędzy publicznych. Na nic innego nie ma czasu. Zgodnie z wymogami UEFA, musimy być gotowi nie w 2012, ale już w 2010 r. -
mówi prezydent Wrocławia.
Cień nadziei
Poznań i Gdańsk nadal się jednak łudzą.
- Od początku wiadomo było, że stadion sfinansuje budżet centralny. Ale nie sztuka coś postawić, sztuka potem zagospodarować, by przynosiło zyski. Samorząd nie potrafi tego zrobić. Liczymy na biznes - mówi Maciej Frankiewicz, wiceprezydent Poznania.
Poznań chce, by operatorem stadionu po jego budowie została komercyjna spółka, która dołoży się do inwestycji,
by w zamian przez 20 lub więcej lat czerpać zyski z niego.
Władze Gdańska liczą z kolei, że prawie 45-50 proc. z szacowanych na 670 mln zł kosztów stadionu Baltic Arena pokryją prywatni inwestorzy. W zamian otrzymają atrakcyjne grunty przy stadionie lub w innych częściach miasta.
Zbiegi okoliczności
Marzenia Poznania i Gdańska mogą się ziścić, ale pod warunkiem wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności. A na nie coraz trudniej liczyć: Gdańsk nie może dopiąć budżetu, bo nie wie, ile państwo dołoży mu do stadionu.
- O to pytają inwestorzy - mówi Renata Wiśniowska, pełnomocniczka prezydenta Gdańska ds. budowy Baltic Arena.
Ponadto Sejm musi przyjąć w końcu specjalną ustawę dla EURO 2012, którą rząd obiecuje od chwili, gdy Polska z Ukrainą wygrały prawo do
organizacji imprezy (przepisy mają m.in. uniemożliwiać odwoływanie się bez końca w przetargach). Poza tym w Polsce musi się zmienić nastawienie do partnerstwa publiczno-prywatnego. Na razie samorządowcy i biznesmeni obawiają się takich projektów: dmuchają na zimne, by uniknąć posądzeń o korupcję. Nic dziwnego: jeszcze w marcu
premier Jarosław Kaczyński grzmiał z trybuny sejmowej, że PPP trzeba zlikwidować.
Wreszcie Gdańsk i Poznań, by skorzystać z publiczno-prywatnej formuły, muszą znaleźć sposób na jej spisanie poza ustawą.
- Prochu nie zamierzamy wymyślać. Oprzemy ją na kodeksie cywilnym - mówi Maciej Frankiewicz.
Dużo tych poznańsko-gdańskich zbiegów okoliczności. Dlatego, o czym zapewnia Renata Wiśniowska, Gdańsk powoli zastanawia się nad emisją obligacji miejskich na budowę Baltic Areny. Oby się udało. W przeciwnym razie za stadiony zapłacimy wszyscy, albo EURO 2012 odbędzie się we Włoszech.
Źródło: Puls Biznesu